31 marca 2022

Od Irysahyty CD. Leona - "Każda robota śmierdzi" cz.2

Gdy w Zbiorniku pojawiły się wieści o jeżowcu spacerującym sobie w pobliżu rybich mieszkań, od razu zaczęto szukać kogoś, kto zająłby się tym problemem. Oczywiście nie było to zbyt proste, bo ten jeszcze pracował, ten miał się spotkać z matką, na tego czekała teściowa w domu, a ten to w ogóle miał napięty grafik i nie mógł wepchnąć poganiania jeżowca między masaż a zaleganie w łóżku. Wreszcie poszukiwaczom poganiacza trafił się pan Irysahyta zwany Irkiem, który obiecał uporać się z problemem.

Czy robił to z dobrego serca? Czy może tego wymagały jego obowiązki Sprzątacza? Nie i nie. Nawet nie to, że szukał sobie zajęcia, bo płetwy miał pełne ręce roboty. Jak to zazwyczaj bywa w takich sprawach, źródłem owego zachowania była najzwyklejsza rywalizacja. Irek po prostu założył się ze swoim kumplem Suchym, że zdoła pozbyć się jeżowca z centrum, zanim Suchy posprząta do końca zgniłe wodorosty z zapomnianej farmy. Kto przegra, ten przez następny tydzień będzie przynosił kanapki dla obu karpii, z własnej sakwy sponsorowane i dokładnie według życzenia drugiego. Oczywiście mając taką stawkę, Irysahyta nie mógł sobie pozwolić na przegraną. Włożył w poszukiwanie jeżowca całe serce i nie spoczął, dopóki ktoś nie poinformował go, gdzie znajduje się śmiercionośne stworzenie.

Podobno przebywało w pobliżu budynku administracyjnego. A dokładniej mówiąc w środku, bo gdy Irek zaczął dopytywać o obecność szkarłupnia, wszyscy zgodnie głosili, że szwenda się po tunelach. W jednym z nich zostawił ślady defekacji, bardzo nieprzyjemny widok, z którym Irek musiał rozprawić się na początku, bo przecież nikt by mu nie dał spokoju. W końcu był Sprzątaczem, co nie? Znosząc jakimś cudem smród kału pozbył się jeżwocowej wydzieliny i wrócił do swoich poszukiwań. Pływał to tu, to tam, dopytując, rozglądając się, aż wreszcie ktoś w tunelach zaczął się drzeć.

Taką właśnie reakcję wywołuje jeżowiec w środku rybiego budynku.

Irysahyta nieszczególnie się spieszył po szkarłupnia, dobrze wiedząc, że te zmodyfikowane ludzką ręką jeżowce (a przynajmniej tak głosiły legendy) nie są wcale niebezpieczne, dopóki ktoś nie nadzieje się przypadkiem na ich kolce. I w sumie to by było całe niebezpieczeństwo. Ukłuć się. A biorąc pod uwagę, że jeżowce są naszpikowane kolcami, bez mocnej siatki się nie obędzie. Dobrze, że karp nosił takową cały czas na grzbiecie.

Na miejscu znalazł dwa przerażone koi i poszukiwanego jeżowca, którego od razu złapał w sieć. Byli w dokładnie tym korytarzu, gdzie wcześniej jeżowiec się zbombał, ale teraz śmierdziało tu czymś zupełnie innym. Najpierw spojrzał na ryby, jeden z nich to na pewno był Ogrodnik, kiedyś już go widział jak sprzątał, a potem spojrzał na podłogę pod nimi, umorusaną jakimś śmierdzącym nawozem. Mniej więcej w miejscu, gdzie leżała kupa jeżowca.

– Nie no, dopiero tu sprzątałem. – Machnął płetwą w stronę nawozu. – Który mi tu rozwalił ten brud? – Spojrzał na dwa samce, oczekując odpowiedzi.

– Ja... – powiedział przeciągle Ogrodnik, powoli schodząc ze swojego kumpla.

– To w takim razie ty to wszystko posprzątasz, a ja idę odprowadzić naszego drogiego kolczastego kolegę w miejsce, gdzie nie będzie nikomu przeszkadzał.

Bez przejmowania się gostkiem Irek zaczął ciągnąć jeżowca za sobą. Nawet przez myśl mu nie przeszło, żeby sprawdzić tamtego karpia, skupił się tylko na tym, czy aby na pewno zdążył przed Suchym i nie będzie musiał robić kanapek według wymysłów kumpla. Ten to zawsze miał jakieś wymyślne zasady, byleby dopiec Irkowi. Nie, żeby to nie działało w dwie strony. Może później wpadnie zobaczyć, czy ciemna ryba posprzątała swój bajzel. Choć raz nie musiał topić się w tych nieprzyjemnych smrodkach.

<Leon?>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz