Pierwszy dzień ekspedycji poza pamiętnym wstrząsem nie przyniósł Romelle żadnych większych wrażeń, jedynie minimalnie umocnił jej wiarę we własną siłę i w kilku miejscach pozbawił łusek. Następnej doby prosta droga, którą ryba się poruszała, przeobraziła się w pełen zakrętów i otworów korytarz, którego dno pokrywały różnej wielkości, barwy oraz rodzaju algi. Zmienił się również odcień wody, która niegdyś błękitna, teraz za sprawą glonów miała specyficzny lawendowy odcień. Przestrzeń ta dzieliła jednak jedną cechę z wcześniejszymi tunelami, a mianowicie była równie martwa. Mimo zachęcającego wyglądu nigdzie nie można było dojrzeć choćby najmniejszej żywej istoty, natomiast o powodzie takiego stanu rzeczy Medyczka miała już wkrótce przekonać się na własnej skórze.
Niczego nieświadoma wpłynęła do okrągłej komnaty o powierzchni znacznie przekraczającej wymiary Kryształowni. Wnętrze jaskini przepełnione było najróżniejszymi klejnotami, minerały leżały w każdym możliwym miejscu, nieważne czy spojrzało się pod płetwy, czy na sklepienie. Centralnie pośrodku groty znajdowało się bogato zdobione legowisko, do którego prowadziły cztery równie urokliwe dróżki, po jednej na każdą stronę świata. Dodatkowo będąc w pobliżu, karpie obdarzone silnym zmysłem powonienia mogły poczuć unoszący się w powietrzu słodki zapach, przywodzący na myśl domowe wypieki; z kolei do ucha wewnętrznego pasjonatów dźwięków docierał cichy odgłos podobny do brzmienia dzwonu, który raz po raz wypełniał cały rejon.
Brązowooka zauroczona nowym miejscem zbliżyła się do ogromnego złoża bizmutu, mieniącego się tysiącem barw, zaczynając od błękitu, przechodząc przez zieleń, żółć, pomarańcz, na różu kończąc. Tego rodzaju metal może i nie był stworzony do odbijania obrazu, jednak jeśli dobrze się przyjrzało, można było zobaczyć w nim delikatny zarys własnej postaci. Karpica wpatrywała się w niego jak zahipnotyzowana, raz po raz zasłaniając sobie widok płetwami, ponieważ im dłużej tam tkwiła, tym bardziej wydawało jej się, że z istotą, która miała ją przedstawiać, jest coś nie tak. Ich ruchy nie synchronizowały się ze sobą, przemieszczając się do tyłu, nadal nie spuszczając wzroku z surowca, miała wrażenie, że kształt wbrew wszelkim prawom fizyki, nawet tych działającym pod wodą, staje się coraz większy. To wszystko z pewnością powinno ją zaniepokoić na tyle, by w kilka chwil zaniechała dalszej eksploracji tej części labiryntu i wycofała się w mniej podejrzany teren. Wzmożona ciekawość ryby wygrała jednak starcie ze zdrowym rozsądkiem i nie pozwoliła jej opuścić owego obszaru bez uzyskania odpowiedzi na coraz liczniejsze pytania, jakie sobie po cichu zadawała. Skupiając uwagę na swoim rzekomym odbiciu, zastygła w miejscu, dochodząc do wniosku, że to, co widzi ani trochę jej nie przypomina. Powierzchnia bizmutu wydała jej się nagle bardziej przejrzysta, kolory przyblakły, ukazując zniekształconą sylwetkę zdecydowanie nienależącą do koi. Tajemnicza istota przypominała szczupaka, jednak znacznie większego od tych, które można było spotkać na zewnątrz, prawdopodobnie było to spowodowane klimatem w jakim przebywał. Sądząc po licznych bliznach i ubytkach w spłaszczonym ciele był również nader bardziej impulsywny, o ile można w ten sposób nazwać jego barbarzyński styl życia. Nim Medyczka zdołała oprzytomnieć, było już za późno na cichą ucieczkę, monstrum zaczęło przebijać się na drugą stronę, uderzając masywnym bokiem o ściany kryształu, które prędko rozpadały się pod jego ciężarem.
Samica pomknęła w lewo, w stronę tunelu, z którego przypłynęła, mając zamiar ulotnić się, zanim potwór ją dogoni, w końcu z takim obciążeniem nie mógł być zbyt rześki, prawda? Cóż, na jej nieszczęście był. Był szybki. Był cholernie niesprawiedliwie, piekielnie szybki.
Wiedząc już, że próba prześcignięcia agresora w końcu pozbawi ją życia, obrała inny plan. Skręciła do gęsto zalesionego szlaku, bezustannie zmieniając kierunek w gąszczu rozgałęzień z nadzieją, że choć trochę zgubi to przeciwnika lub zaprowadzi ją do jakiejś niedostępnej dla niego kryjówki. Słodki zapach, który wcześniej kojarzył jej się z czymś miłym, przybrał na silę. Tym razem można było porównać go jedynie do tych wszystkich sztucznych słodzików, od których nawet bez bezpośredniego kontaktu bolały zęby. Podczas gdy czarno-biała myślała już tylko o tym, że za moment jej żołądek odmówi dalszej współpracy i wydali wszystko czego wczoraj nie zdążyła zjeść, doszedł do niej boleśnie głośny dźwięk niby dzwonu, który wcześniej obejmował swoim brzmieniem okoliczną przestrzeń, teraz natomiast na strzępy rozrywał wszelkie bariery, sprawiając, że usłyszenie własnych myśli stawało się nie lada wyzwaniem. Romelle w duchu musiała przyznać, że metody, które stosował szczupak, chcąc zwabić i obezwładnić swoje ofiary były dość... imponujące, przynajmniej wreszcie miała jakieś informacje godne zapamiętania.
W międzyczasie powoli kończyły się ścieżki, w które mogła wpłynąć i zmuszona była pokonywać spore odległości po linii prostej, co zdecydowanie nie sprzyjało sytuacji w jakiej się znajdowała. Odór wydalany przez drapieżnika nasilił się tak bardzo, że była niemalże pewna zobaczenia go już po następnym zakręcie. Tracąc nadzieję, zaczęła zastanawiać się nad możliwością zakopania się w piasku i czy byłyby szanse na to, że strategia ta zakończyłaby się pomyślnie – doszła do wniosku, że, a i owszem, jednak prawdopodobnie nie dla niej. Przygotowana na najgorsze oczekiwała przybycia ryby, gdy w jej oczy, niczym w filmach akcji, rzucił się średniej wielkości otwór znajdujący się pomiędzy roślinami. Natychmiastowo ruszyła w jego stronę, czując na sobie wzrok obcego. Jego tułów okazał się jednak zbyt wielki, aby mógł w całości przejść przez dziurę, rzucał się i klapał zębami, próbując pochwycić koi wzrokiem, lecz i to nie przynosiło żadnego rezultatu. Ostatecznie stwór wycofał się i zawrócił. Karpica odczekała chwilę, chcąc upewnić się czy zwierzę czasem nie wróci i popłynęła ile tylko sił w płetwach ku wyjściu z kryjówki. Jakież było jej zdziwienie, gdy okazało się, że jest ona bezpośrednio połączona z tą samą okrągłą jaskinią, w której wszystko się zaczęło. Postanowiła nie kusić więcej losu i ominąć to miejsce, zanim zjawi się tam jego lokator. Jednocześnie starała się nie zwracać uwagi na szkarłatne refleksy pokrywające powierzchnie niektórych klejnotów, obdarte ściany i pokryte dziwnie gęstą cieczą rośliny, o której pochodzeniu wolała nie wiedzieć. Zdawała się nie zauważać ich, gdy po raz pierwszy ujrzała komnatę, w tym momencie wydawały jej się aż nazbyt wyraźne, powodując nieprzyjemne uczucie w środku ciała.
Gdy szlak ponownie przybrał bardziej surowy wygląd, woda stała się błękitna, a ona sama uznała, że znajduje się wystarczająco daleko od niebezpiecznej strefy, przysiadła na moment i wyjęła z torby plik kory, na którym wciąż drżącą płetwą zapisała kilka pojedynczych słów "szczupak, bogata jaskinia, wabi zapachem i dźwiękiem, problem wagi ciężkiej" spojrzała przed siebie, a jej wzrok padł na ledwo widoczny na pionowej ścianie cień. Pokręciła nerwowo głową, dodając do notatki informację "Nie ulegaj złudzeniom".
<CDN>
Gratuluję! Twoim kolejnym zadaniem jest:
"Znajdujesz się w pomieszczeniu z rozsypanymi po podłodze kolorowymi kulkami. Te kulki są kluczowym elementem w zagadce, która pozwoli Ci otworzyć drzwi."
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz