To był bardzo nieśmieszny żart. Z tunelu wylądowałem w kolejnej komnacie. Plusem było to, że nie była już lodowa, mi nie groziło zamrożenie na śmierć, a przede mną były drzwi. Składały się one z wielu małych, białych, matowych muszelek, więc ten, kto je zrobił, musiał mieć do nich sporo cierpliwości. Podpłynąłem do nich, chcąc je otworzyć i w końcu stąd uciec, ale okazały się zamknięte. Mocno je szarpałem, raz nawet w nie walnąłem z rozpędu, mając nadzieje, że pod wpływem impetu rozpadną się czy coś podobnego, ale one były twardsze niż sadziłem i nie wyrządziłem im żadnej krzywdy. Ze złości zacząłem kląć i rozglądać się na boki, sądząc, że to kolejna zagadka – i się nie myliłem.
Pod drzwiami, na kamieniu był wyryty napis „Srebrne oko patrzy zielonym okiem”. Spostrzegłem, że obok była niewielka rycina, przedstawiająca sierp księżyca. Zmarszczyłem czoło i uważnie przyglądałem się to napisowi, to obrazkowi, mając nadzieje, że zaraz mnie oświeci.
- Srebrne oko patrzy zielonym okiem – wyrecytowałem sobie po parę razy, zmieniając tonacje, zmieniając głos, a nawet szybkość mówienia, niczym mały narybek, bawiący się swoim pierwszym słowem. – Skoro jest srebrne, to czemu patrzy zielonym? – zadawałem sobie pytania. Nie rozumiejąc z tego kompletnie nic, zacząłem ponownie rozglądać się po wnętrzu. Ściany były zbudowane ze zwykłych kamieni, podłoże pokrywał piasek, w którym znajdowało się wiele głazów, a sufit… na suficie znajdowała się ta sama rycina przedstawiającą księżyc. Podpłynąłem do niej i przez kilka dłuższych chwil się jej przyglądałem. Obrazek był gładki, wydłubany w skale. Znajdowały się tutaj linie, kształtujące sierp. Dotknąłem obrazka, delikatnie przejechałem po nim płetwą, a gdy nacisnąłem, księżyc wszedł głębiej w skałę. Wtedy usłyszałem dziwny dźwięk, podobny do stukania skał. Zaraz obok księżyca poluzował się głaz, który po chwili opadł na ziemię. Zaraz za nim powoli spadły dwa kryształy, mieniące się na żółto i na niebiesko. Złapałem je zaciekawiony i zerknąłem w dziurę, powstałą po wypadnięciu głazu. Niestety nie było w niej drugi ucieczki. - Srebrne oko patrzy zielonym okiem – po raz enty to powtórzyłem. Srebrny jest księżyc, a zielony… nie było zielonego oka. Zakładając, że te kryształy miały być prowizorycznymi oczami, trzymałem w płetwie niebieskie i żółte oko. A zielone? – Nie mówcie, że zapomnieli dorzucić – powiedziałem łamiącym się głosem. Nie chcąc w to uwierzyć, przyłożyłem jeden kamień do twarzy i spojrzałem przez niego. Niebieski kamień sprawił, że wszystko było niebieskie, a żółte – żółte. Rozglądałem się po jaskini trzymając je przy oczach i nie dostrzegłem niczego dziwnego. Westchnąłem i ponownie podpłynąłem do księżyca. - Srebrne oko patrzy… - zakładając, że srebrnym okiem był sam księżyc, może musiałem spojrzeć z jego perspektywy? Odwróciłem się do niego plecami i spojrzałem w dół, na piach. Potem przyłożyłem do oczu kryształy i nic. – Zielony… zielony… - zdając sobie sprawę, że oba kolory, które posiadałem, po zmieszaniu dawały kolor, którego potrzebowałem, spojrzałem przed dwa kryształy na raz. Wtedy na środku pomieszczenia, zabarwionego na zielono, w piachu pojawiła się szary kształt.
Szybko podpłynąłem do dna i zacząłem kopać. Po chwili wyciągnąłem spod piachu granatową kulę, zrobioną z gliny.
- Mam dość tych zagadek… - westchnąłem, widząc kolejną wskazówkę na niej wyrytą. – Spójrz i otwórz mnie – przeczytałem. Charakteryzowała się kulistymi wzorami, które mogłem klikać i wpychać do środka. Zacząłem więc przypadkowo je wciskać, niestety one wracały do swoich pierwotnych stanów. – Dobra, jak mam cię niby otworzyć, co? – zapytałem się jej, wiedząc, że nie otrzymam żadnej odpowiedzi. – Spójrz i otwórz… spójrz… - przypominając sobie wcześniejszą zagadkę, spojrzałem na kulę „zielonym okiem”. Przyłożyłem do oczy oba kryształy i zobaczyłem, że tym razem widziałem tylko dwa kółka. Wcisnąłem je, a one pozostały we wgłębieniu. Niestety nie otworzyła się. Spojrzałem więc jeszcze raz, a następnie odrzuciłem żółty kryształ. Niebieski pokazał mi kolejne trzy, które wcisnąłem, ale dalej się nie otwierała. Powtórzyłem operacje z trzecim kamieniem i wcisnąłem jeszcze jeden wzór. Kula puściła, a dokładniej, to się rozpadła, pozostawiając w mojej płetwie swoje kawałki, a między nimi klucz z kawałkiem liścia, na którym znajdował się napis „To nie tu”. Z radości wykrzyknąłem, że znalazłem klucz, a następnie, ignorując zagadkę, podpłynąłem do drzwi. W tym czasie poczułem małe trzęsienie, a na moją głowę spadł mały kamyczek. Spojrzałem w górę i zauważyłem, że wszystkie kamienie, tworzące sufit, zaczynały się luzować i opadać na dno. Jeśli się nie pośpieszę, zostanę zmiażdżony. Nie czekając ani chwili dłużej, rzuciłem się na drzwi, szukając zamka. Nie mogłem go jednak znaleźć. Wszystkie muszelki były jednolite i żadne nie tworzyły otworu, w który mógłbym wsadzić klucz. Zaczynałem się naprawdę bać. Spojrzałem na liść i szybko zdałem sobie sprawę, że „to nie tu”. Zamek nie znajdował się w tych drzwiach, był ukryty gdzieś indziej. Znowu zacząłem się rozglądać, próbując nie zwracać uwagi na spadające kamienie, ale jednocześnie starając się, aby żaden z nich nie uderzył we mnie. W końcu coś dostrzegłem: dziurka do klucza znajdowała się zaraz obok ryciny księżyca, na suficie. Nie zastanawiając się, ruszyłem do sufitu, omijając spadające głazy. Cudem uniknąłem jednego z nich, a wtedy wsadziłem klucz do zamka. Gdy go przekręciłem, ujrzałem, jak drzwi z muszelek lekko się uchylają. Zadowolony, ale jednocześnie przerażony, chciałem ruszyć w ich stronę, kiedy jeden z kamieni wylądował na moim grzbiecie i zaczął mnie ciągnąć w dół. Dłuższą chwilę się z nim siłowałem, próbując spod niego wyleźć i udało mi się to dopiero przy samym dnie. Prawie zmiażdżył mi płetwę ogonową, ale udało mi się ją podkulić. Ruszyłem jak najszybciej w stronę wyjścia i gdy cały sufit runął na dół, rzuciłem się w stronę światła, unikając zmiażdżenia.
<CDN>
Gratuluję! Twoim kolejnym zadaniem jest:
"W Twojej głowie odzywają się głosy... Chyba za dużo czasu jesteś w samotni."
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz