13 kwietnia 2022

Od Akhifer - "Mrok i światło w tunelu" (Labirynt cz.5)

Korytarze utopiły złotą rybkę w ciemności, dając ukojenie zmęczonemu umysłowi. Mrok był w tym momencie jak koc, ciepły i przytulny, a do tego działał zbawiennie po niefortunnych przygodach w poprzedniej części labiryntu. Przypominał wygodne łóżeczko w domu, gdzie Strażniczka zawsze mogła się schować gdy miała dość całego tego świata i jego problemów. Teraz też chętnie by się schowała, ale ponieważ znajdowała się zdecydowanie za daleko od domu, musiała jej wystarczyć kruczoczarna ciemność, w której kierunek pokazywał tylko dźwięk wody odbijającej się od skał. Skał, które gdyby były widoczne, z pewnością wyglądałyby tak samo jak wszystkie inne korytarze, którymi Akhifer już płynęła. Ta jaskinia nie miała w sobie nic a nic szczególnego.

Umysł karpicy nieustannie zalewały wspomnienia sprzed kilku godzin. Wspominała czerwone łuski, których wcale nie było, oraz brzoskwiniowe płetwy, które nigdy nie istniały, a przynajmniej nie tu pod ziemią. Tu były tylko samotność i halucynacje prawdopodobnie spowodowane innym rodzajem wody, niż jakim zazwyczaj oddychała alfa. Tu woda była cięższa. To na pewno wpłynęło na zmysły koi i spowodowało u niej tak realistyczne zwidy mające swoje źródło w tęsknocie za kochaną siostrzyczką. Ale Miyona była bezpieczna, siedziała sobie w swoim domku, nieświadoma przygód siostry. O ile jeszcze o swojej siostrze pamięta.

Oprócz mroku w korytarzu, do jakiego niefortunnie trafiła samica, czaiły się inne straszne rzeczy. Woda smakowała nieprzyjemnie, wręcz metalicznie, jakby wcale nie była już wodą. Ciężko tu było oddychać, jakby ciecz zgęstniała z niewiadomych przyczyn. Tajemnicze dźwięki mąciły spokój, gdzieś wśród ścian rozgrywała się smutna kakofonia mrocznych marów, przyprawiająca przypowierzchniową rybkę o niezwykle silne ciarki. Coś szeptało do niej z jednej strony w jakimś nieznanym języku, z innej zaś jakiś koszmarek śmiał się głosem śmiercionośnych dzwonków, takich samych, jakie ludzie wywieszają przed drzwiami wejściowymi, by wiatr mógł sobie na nich pograć. Bawiło ich to, co stało się wcześniej, choć wcale ich przy tym nie było. Nie musieli być. Wiedzieli doskonale, przecież mogli czytać myśli Strażniczki, mogli poznać jej najgłębsze, skrywane od lat strachy oraz najcichsze, zapomniane nadzieje. Mogli odkryć, jakim cmentarzyskiem wspomnień jest mała Alfa, Która Nigdy Nie Chciała Być Alfą. I śmiali się z tego. W świecie, gdzie należy pogrzebać wszelkie nadzieje, śmiali się z promyczka, który nawiedził ich królestwo i pragnęli go z całego wnętrza jak najszybciej zgasić, by nie raził ich w przystosowane do wiecznej czerni oczu. Wiedzieli, że świetnie im to idzie. Macali niewidomego karpia po jej jasnych, lustrzanych łuskach, chwytali płetwy, którymi próbowała jak najciszej machać. Dla nich i tak było za głośno. Oni nie chcieli tu intruza. Niech spada. Niech wpadnie w pysk jakiegoś podziemnego drapieżnika, byleby już nie męczyła ich tą swoją zabawną, irytującą obecnością.

To uczucie nie pozostawało bez odzwierciedlenia w sercu Ferki. Ona też chciała stamtąd jak najszybciej odpłynąć. Skrzela bolały ją od nadmiernego, przyspieszonego oddechu, płetwy drżały, powoli odmawiając posłuszeństwa nie ze zmęczenia, ale z paraliżującego strachu. Dlaczego skończyły się kryształy i stworki oświetlające drogę? Dlaczego zrobiło się ciemno jak w grobie?

Być może to właśnie był jej grobowiec.

Intensywny ruch wody ją nieco ocudził. Nie był to rytmiczny ruch spowodowany obecnością morskiego stworzenia, a stały prąd wodny, powiewający sobie skądś stałą siłą. Wraz z tym wodnym wiatrem pojawił się nowy smak. Woda stała się lżejsza, nie smakowała już tak metalicznie i przestała boleć w skrzela. Ta woda była świeża i z zewnątrz. Akhifer postanowiła płynąć pod prąd, by być może wydostać się z tych katakumb. I tak nie miała pojęcia, gdzie się znajduje, wszędzie było ciemno, a orientację w terenie straciła goniąc ducha swojej siostry. Teraz przynajmniej miała jakiś określony kierunek, w który mogła się kierować, zamiast czekać na zderzenie z obślizgłą ścianą.

Prąd dość szybko stał się niezwykle mocny. Zmęczona podróżami samica miała problemy, by się mu stawiać, ale nie chciała za żadne skarby się poddawać. Musiała płynąć /dokądś/. Tam była świeża woda, tam był spokój, tam z pewnością było lepiej niż w tym szczerzącym się do niej i drwiącym z jej nieszczęścia mroku. Nadzieja umiera ostatnia - te trzy słowa powtarzała sobie w kółko, łudząc się, że zdziałają cuda i pomimo wycieńczenia zdoła wypłynąć z tego koszmaru. Nawet jeśli traciła czucie w mięśniach. Nawet jeśli wracały do niej wspomnienia z samego początku jej przygód.

Nawet jeśli miało by to ją zabić.

Płynęła nieustannie, napędzana pierwotną siłą potrzeby przetrwania. Tej siły nic nie jest w stanie powstrzymać. Prąd mógł ją spychać, ile chciał, ale gdy pojawia się potrzeba przetrwania, własne ciało potrafi nas zabić, a co dopiero umożliwić pokonanie takich barier. Mięśnie jednocześnie traciły siły i nabywały nowych, dostając regularnie zastrzyk adrenaliny.

Światełko na końcu tunelu stawało się coraz większe i bardziej oślepiające. Tyle razy mawia się "Nie idź w stronę światła", ale co może ryba zrobić, gdy to światło jest jedynym kierunkiem, jaki może obrać w plątaninie czarnych korytarzy? Chociaż Ferka musiała przyznać.... Z prądem wodnym spychającym ją z powrotem do mroku i tym oślepiającym światłem, do którego płynęła, faktycznie czuła się, jakby dochodziła do momentu reinkarnacji. Moment, w którym wypłynęła poza trzymający ją mrok i uciekła spychającemu prądowi był wręcz dla niej magiczny. A gdy oczy przyzwyczaiły się na nowo do światła zrozumiała, że wcale jeszcze nie umarła i wciąż jest w tej samej przeklętej jaskini. Tylko teraz przynajmniej było jasno od wodnych świetlików.

<CDN>

Gratuluję! Twoim ostatnim zadaniem jest:
"Trafiasz do olbrzymiego, pustego pomieszczenia. Gdy chcesz popłynąć dalej, z podłogi wyrastają ściany i zastępują Ci drogę. Dociera do Ciebie, że jest to najprawdziwszy labirynt... z ruchomymi ścianami."

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz