23 kwietnia 2022

Od Psyche CD. Irysahyty - "Nauka o niebezpieczeństwie" cz.3

Psyche powstrzymywała się od otwierania pyszczka z całych sił. „Siedź cicho, bo nie odpłynie”. Dobre sobie, siedzieli w tej ciemnej szczelinie już…a w sumie nie liczyła…Tak czy siak, siedzieli tam tyle czasu, że płetwy zaczęły ją mrowić, a własne łuski uwierać. Nie była bowiem rybką przyzwyczajoną do bezruchu, wręcz przeciwnie zawsze dawała z siebie wszystko by być wszędzie na raz, a myślami nigdzie. A teraz, kiedy jej ciałko nie mogło nigdzie zawędrować, myślami zmuszona była wyruszyć w kierunku emocji zwanej irytacją. Rozsadzała ją, a drapieżnik odpływał jakiś dystans, żeby później znów zbliżyć się do ich kryjówki. I tak w kółko — jak na złość! Już wiele razy wywlekłaby się z zimnego zakamarka skały, na przekór pływającego w pobliżu zagrożenia, jednak bliżej od czyhającego potwora wyczuła silniejszy motywator. Czerwone oczy żółtego koi obok niej świdrowały ją na wylot, przemawiając prosto do jej duszy; przekaz był wyraźny:

„Jeśli stąd teraz wypłyniesz, to kurde no, nie wiem”

I mimo tego, że rybka nie znała strachu przed prawdziwym niebezpieczeństwem, nawet kiedy szczerzyło ono zęby ku niej, znała o wiele silniejszą typ terroru – strach przed wyjściem na cepa. Co jest gorsze — bycie rozszarpanym przez ostre jak ostryga kły, czy wstyd i kolejny koi mający cię za głupią? Odpowiedź jest prosta, zjedzony jesteś tylko raz, a na takiego żółtego delikwenta możesz wpadać całe życie i udawać, że go nie zauważyłaś, pod groźbą niezręcznej sytuacji. Żyjąc w tej presji, nie wytrzymujesz i przeprowadzasz się do opuszczonego kąta zbiornika, mając nadzieję, że pewnego dnia, to ta ryba wpadnie w paszcze, uwalniając cię od tej katorgi. Psyche zmroziło krew w żyłach na całą myśl. Oczywiście, przesadnie wyolbrzymiała ten prospekt, ale kiedy zawstydzenie jest twoim największym życiowym problemem, staje się ono problemem wielkim i przyćmiewającym zdrowy rozsądek. O śmierci, głodzie i wszystkich innych nieszczęściach słyszała tylko ze sporadycznych opowieści i tak jak zwykle bywa z opowieściami, wydawały się jej one nierealne, odległe. Były tylko sposobem na popchnięcie fabuły do przodu, nie dotyczyły jej i jej swobodnego życia. Upokorzenie jednak zaznała na własnych łuskach. Skupiła swój wzrok na drapieżniku. Może znowu tym sposobem myślenia wybierała klatkę? Może nie miała racji? Wyciągnęła płetwę przed siebie, w kierunku nieznanego zagrożenia. Z jej zamyślenia wyrwał ją pasiasty nieznajomy, zaciągając ją z powrotem w tył czeluści. Prawie wypłynęła.

Zauważyła, że w końcu, łaskawie, tłuste rybsko zaczęło się zmniejszać, by wkrótce stać się tylko linią w odległości. To jej wystarczyło. Karpica z szybkością, tak naprawdę zaskakująco przeciętną, biorąc pod uwagę na to jak długo na to czekała wystrzeliła z kryjówki.

 - Jaskini mrok zimny, czekanie w suspensji, wyzwoleni z opresji, w przód wyruszamy – zaśpiewała donośnie tandetny rym.

 - Przyjmujesz konstruktywną krytykę? – zaczął karp – następnym razem może o ton ciszej? – wskazał w kierunku, w którym odpłynął drapieżnik.

 - Ale już go tu nie ma.

 - To, że tego konkretnego już tu nie ma, nie znaczy, że mamy reszcie wrzeszczeć – „Tak tu jesteśmy! Czekamy na was, waszemu koledze nie wyszło, zjedzcie nas, proszę”! – powiedział wymownie przyciszonym głosem.

 - Ale już nauczyłam się gdzie się chować, a ty wyglądałeś jakbyś znał się na rzeczy – snuła wymówki.

 - Okej… - zabrzmiało to, jakby miał zacząć długi wywód – jako sprzątacz przeszedłem szkolenie. Wiem jak i co, gdzie się chować, jak nie stać się karmą dla większych rybek. Tobie się zwykle pofarciło, że miałem tu wartę. Z jakiegoś powodu większość karpi powinno trzymać się z tego miejsca z daleka. Należysz do tej grupy, więc no, spływaj – zakończył, widocznie dumny ze swoich wypocin i popłynął, zostawiając w tyle pustkowie.

Psyche wbiła wzrok w bezgraniczne, puste pole przed sobą. Coś ją tam ciągnęło. Była rybą typu „uwierzę, jak zobaczę”, a teraz odczuwała ochotę uwierzyć, nie patrząc się zza cienkiego paska szczeliny. Wiedziała, że to głupie, ale znów popłynęła przed siebie, czujnie rozglądając się, już mniej swawolnie niż wcześniej. Kątem oka zobaczyła to jak żółta rybka odwraca się, by się upewnić czy ona płynie za nim. Wyglądał na niezwykle zawiedzionego.

Błagam, ty… Posłuchaj – był już słyszalnie załamany – Mamy już nierozważną, chodzącą w chmurach i infantylną rybę w tej ławicy, i w sumie z posady tej bardzo dumną. To ja, JA – naciskał, gestykulując – i zaklepuję to działkę, to moja fucha. Uświadomiłaś mi dzisiaj, że w niektórych kontekstach dwa to dużo, za dużo. Maksimum lekkomyślności dawno osiągnięte było na jeden, dziękuję bardzo.

 - A mówiłeś, że pracujesz jako sprzątacz – zawtórowała Psyche.

Karp uniósł teatralnie swoje nieistniejące rybie brwi, pewnie zastanawiając się, czy dobrze usłyszał, czy naprawdę rozmówczyni powiedziała to, co powiedziała.

 - Nie no to akurat był sarkazm – sprostowała Psyche.

 - Dzięki Koi no Ryuu… - westchnął.

<Irek?>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz