3 dni, 72 godziny, 4320 minut lub 259 200 sekund. Nie ważne, w jakiej jednostce go wyrazimy, dokładnie taki czas Koi podała, jako prawdopodobny okres całkowitego wykorzystania posiadanego przez nią pokarmu. Być może nie dokładnie odmierzała dzienne racje żywności, przeliczyła się, jeśli chodzi o jego ilość lub rzeczywiście spędziła w ciemnym tunelu znacznie więcej czasu, niż jej się wydawało (wszak już dawno przekonała się o tym, że to skryte przed światem miejscem rządzi się swoimi własnymi prawami) w każdym razie pewne było jedno — jedzenia zabrakło, a nowo odkryta przez nią ścieżka, ciągnęła się niemiłosiernie i najwyraźniej w najbliższym czasie nie zamierzała się skończyć.
Płynąc w całkowitym mroku, karpicę zaczęło ogarniać zmęczenie, które jednak pozostawało niczym przy nieznośnym uczuciu głodu, coraz wyraźniej dającego się jej we znaki. Miała wrażenie, że doszła już do tego stanu, w którym wygłodzony organizm zaczyna trawić sam siebie, jej pozostałe zmysły wyostrzyły się, zastępując samicy słaby wzrok, przez co nawet niepozorny ruch wody, wywoływany przez jej własne płetwy, stał się dla niej uciążliwy. Aczkolwiek najgorsza w tym wszystkim była kusząca woń, towarzysząca jej, ilekroć tylko zbliżała się do bocznych ścian kanału. Mąciła rybie w głowie, która, mimo że wyraźnie ją czuła, nie mogła w żaden sposób zbliżyć się fizycznie do stworzenia lub rośliny, od której pochodziła, no chyba, że nagle otrzymałaby zdolność przenikania przez ściany, lecz takiej możliwości Roma z oczywistych powodów nie przewidywała. Włóczyła się więc blisko dna, chcąc nie chcąc powoli przywykając do braku światła i żołądka, próbującego wyrwać się z wnętrza jej ciała, o ile w tym przypadku można w ogóle mówić o przyzwyczajeniu.
Po pewnym czasie i ten szlak zaczął się zmieniać. Nie pojaśniał ani się nie poszerzył, niemniej jednak z jego podłoża zaczęły wyrastać pojedyncze łodygi nieznanych dotąd Medyczce roślin. Myśląc bardziej brzuchem, aniżeli głową, popędziła je zerwać i już wkrótce zapełniła swoją świecącą pustkami torbę, całą masą prostych szkarłatnych liści. Następnie dołączyły do nich drobne rybki, mniejsze nawet od bystrzyków. Ponownie ich konkretny gatunek nie był jej znany. Ciemność uniemożliwiała Romie przyjrzenie się wyglądowi swoich nowych zdobyczy, ale gdy po dokładnym ich obwąchaniu nie wyczuła w nich żadnych charakterystycznych dla trujących roślin składników, a jej organizm po raz kolejny postanowił dać o sobie znak, podjęła się zadania wypróbowania łupów. Wzięła kęs pożywienia i zaczęła powoli go przeżuwać, aby w razie potrzeby szybko się go pozbyć. Zarówno ryby, jak i liście miały specyficzny słodko-gorzki smak, który o dziwo wyjątkowo jej pasował. Odczekała trochę czasu, zanim wzięła do pyszczka kolejną porcję. Nie był to co prawda długi okres, po którym mogłaby zauważyć pierwsze efekty uboczne, lecz w jej mniemaniu zakłóconym przez niezaspokojony apetyt, w zupełności wystarczał. Nie zrobiła się neonowo żółta ani nie porosła sierścią, a to już coś. Zamiast tego, z każdym kolejnym gryzem jej humor widocznie się poprawiał, nie czuła już głodu, jego miejsce zajęła pogoda ducha. Koi mogła przysiąc, że w życiu nie czuła się bardziej szczęśliwa, radość wręcz rozlewała się po wnętrzu ryby, obejmując swoim zasięgiem każdą, nawet najmniejszą, komórkę jej ciała. Tunel, mimo że w rzeczywistości nie zmienił się prawie wcale, momentalnie stał się dla niej bardziej przystępnym miejscem, wydawało jej się, że strefa dzieli z nią ten stan upojenia, kołysząc się w rytm muzyki, która nagle zaczęła krążyć jej po głowie. W pewnym momencie Romelle, nie zwracając uwagi na otoczenie, zaczęła nucić piosenkę, o której wcześniej myślała, raz po raz przerywając ją nagłymi atakami chichotu. Nie mogła powstrzymać się od uśmiechu, widząc szczerzące się do niej małe rybki, te same, które jeszcze kilka chwil temu musiały patrzeć jak pozostali przedstawiciele ich gatunku, giną w dużo większym ciele Medyczki. Dałaby sobie płetwę uciąć, że jedna z nich właśnie puściła jej oczko. Śmiała się na widok, zniekształconych ścian korytarza, śmiała zataczając się i obijając sobie boki o kamienne mury, śmiała patrząc na własne płetwy, i żadna siła nie mogła zmusić jej do zaprzestania wykonywania czynności. Jak się okazało było to błędne przekonanie, ponieważ już wkrótce do reszty otumaniona karpica, nie przejmując się światem wokół niej, wpadła na wystającą z podłoża część skały, wytoczyła się z tunelu i w pozycji do góry płetwami wypłynęła na otwartą przestrzeń. Nie prędko zmieniła ułożenie, przyglądając się z innej perspektywy pomieszczeniu, w którym się znalazła. W końcu zmuszona była jednak przybrać standardową pozę, ponieważ od wiszenia głową w dół zaczęło robić jej się niedobrze. Wcześniejsze uczucie błogości powoli ustępowało, a z każdą chwilą brązowooka coraz bardziej uświadamiała się, co się z nią działo. Spojrzała intuicyjnie na zawartość swojej torby, która przestała się do niej zalotnie uśmiechać. Wyjęła plik kory i pokrótce opisała stan, w którym jeszcze przed chwilą trwała, na tyle, na ile pozwalała jej nieco zamglona pamięć. Jednocześnie przypomniała sobie słowa swojej dawnej nauczycielki o tajemniczych roślinach, zasada była prosta, nie znasz — nie jedz. Mogłoby się to wydawać oczywiste, jednak bądźmy szczerzy, w kryzysowych sytuacjach każdemu zdarza się odrzucić w niepamięć nawet najbardziej podstawowe reguły. Brązowooka nawet nie zwróciła uwagi na to, że jej pyszczek dalej wykrzywiał się w pogodnym uśmiechu. Taki świat był piękny. Lecz wyimaginowana rzeczywistość wytworzona przez środki psychotropowe nigdy nie zastąpi prawdziwego życia, a w swojej utopii potrafi być równie, jak nie bardziej niebezpieczna. Romelle postanowiła po powrocie do ławicy, pokazać swoje zdobycze botanikom, może przy ich pomocy udałoby jej się dowiedzieć więcej na ich temat. Nim się obejrzała, ponownie znalazła się wśród prostych i wysokich ścian, jednak nie narzekała już na wystrój wnętrza, wręcz przeciwnie, miała wrażenie, że zanim dotrze do końca labiryntu, zdoła polubić tę prostotę.
<CDN>
Gratuluję! Twoim kolejnym zadaniem jest:
"Twoją drogę przecina masa czerwonych nici - są to czułki morskich stworzeń, które jeśli Cię poczują, momentalnie Cię złapią i zjedzą. Jeśli Twoja zwrotność wynosi >5, możesz przepłynąć pomiędzy nimi. W innym wypadku szukaj innej drogi."
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz