14 kwietnia 2022

Od Romelle - "Wszystkie drogi prowadzą do..." (Labirynt cz.6)

Czuła się dziwnie. Wspomnienia poprzednich dni stały się niewyraźne, jakby wszystko, co do tej pory przeszła było jednym wielkim snem, wymysłem jej mózgu. Nie mogła nazwać tego stanu negatywnym, ani też pozytywnym, coś podobnego musieli odczuwać ludzie, korzystający z różnego rodzaju symulacji ekstremalnych atrakcji. W ich przypadku wystarczyło zdjąć okulary wirtualnej rzeczywistości i momentalnie powracali do tej prawdziwej. Ona jednak okularów nie nosiła, nie była również świadoma tego, że otaczający ją świat być może wcale nie istnieje, a wydarzenia, których była świadkiem, są niezwykłym efektem zatrucia organizmu toksyczną substancją. Płynęła dalej. Atmosfera niespodziewanie stała się bardzo podniosła, wszystkie wibracje, odgłosy, prądy i zapachy wydawały się łączyć w jedno, prowadząc ją lazurową ścieżką, prosto do... no właśnie, czego? Co takiego czekało na nią w środku labiryntu? Czy wynagrodzi jej poświęcony na wyprawę czas, rany i stracone nerwy? A może nie znajdzie tam niczego pożytecznego i będzie musiała zadowolić się notatkami oraz faktem, że przetrwała? Im bliżej centrum jaskini była, tym więcej wątpliwości w niej narastało. 

Jednak wszystkie zostały rozwiane w jednej krótkiej chwili. Stanęła między rzeźbioną ościeżnicą, kończącą tunel i tkwiła tak, dopóki jej oczy nie przyzwyczaiły się do olbrzymiej ilości jaskrawych barw, wypełniających przestrzeń. Zajęło jej to chwilę, lecz nawet gdy jej wzrok przywykł już do nowego otoczenia, nadal nie ruszyła się z miejsca, tym razem z wrażenia, jakie wywarł na niej widok. Rozpościerała się przed nią nie łąka, nie las, a cały biom wypełniony roślinami, których nie znała, dźwiękami, których nie słyszała oraz zapachami, których nigdy wcześniej nie czuła. Kwiaty, zdecydowanie górowały nad pozostałymi elementami krajobrazu, osiągając monumentalne wielkości, zdolne pomieścić w swoim wnętrzu niemałej postury karpia. Ich płatki były miękkie, jednak bardzo wytrzymałe, idealnie nadawałyby się na poduszki. Koi początkowo niepewnie poruszała się między nimi, trzymając płetwy przy sobie, jakby z obawy, że zbyt impulsywny dotyk może je zniszczyć. W końcu udało jej się przełamać i ułożyła się wygodnie na roślinie do złudzenia przypominającej stokrotkę. Syknęła, czując ból gdzieś w okolicy płetwy grzbietowej, gdy jej tułów zderzył się z śródkwieciem rośliny. Chciała zmienić pozycję, jednak gdy tylko podniosła wzrok, zamarła w bezruchu. Poprzednio niezbyt zwracała uwagę na wygląd ścian miejsc, którymi akurat przepływała, ot co, szare mury okazjonalnie wypełnione kryształami. Mogła pominąć pewne niuanse, aczkolwiek była pewna, że jeszcze nie widziała czegoś podobnego do tego, co pokrywało elewacje tej części groty. A pokrywały ją, wyraźnie odznaczające się na granatowym tle, błyszczące obrysy ryb, które, jak jej się wydawało, skądś znała. Jeden z nich przedstawiał młodą koi stojącą naprzeciwko trzech rozgałęzień korytarza, drugi większego od swojej poprzedniczki karpia, za którym znajdował się rysunek księżyca, natomiast na trzecim widniały dwie dość podobne do siebie samice. Pierwsza wyraźnie próbowała dotknąć swojej towarzyszki, co nie udawało jej się, ponieważ płetwa, którą chciała chwycić kończynę ryby, rozpływała się w jej wnętrzu. Na tym obrazie zatrzymała się nieco dłużej. Dostrzegła, że zarys tej drugiej jest bledszy i bardziej rozmyty, następnie ponownie skierowała spojrzenie na karpicę po jej lewej stronie. Smukłe ciało, długie płetwy oraz spiczasto zakończona płetwa grzbietowa, była już niemal pewna, że widziała tę osobniczkę i to nawet nie raz, lecz jak na złość nie mogła sobie przypomnieć kiedy, gdzie i z jakiej przyczyny. Myślała nad tym długo, ale nieskutecznie, wciąż jedynym, co mogła o niej powiedzieć, było to, że z jakiegoś istotnego powodu ją znała. Zrezygnowała z dalszego przyglądaniu się samicy pewna, że w końcu prędzej czy później i tak znajdzie odpowiedź na to pytanie, a natarczywe świdrowanie oczami wizerunku ryby raczej nie sprawi, że na ścianie pojawi się jej imię. Powędrowała więc wzrokiem dalej, a przez to, co zobaczyła, omal nie spadła z kwiatka. Otworzyła szerzej pyszczek, widząc na murze obraz, przedstawiający leżącego brzuchem do góry na gigantycznym kwiecie karpia. Chyba nie trudno było się domyślić, kim dokładnie owa ryba była. Medyczce nie dane było długo napatrzeć się na swoją podobiznę, ponieważ wkrótce widok przesłonił jej złoty pyłek, pochodzący z rośliny nad nią. Otrzepała się z niego, a w międzyczasie rycina zmieniła się. Aktualnie była na niej zmizerniała ryba, poruszająca się z wielkim trudem naprzód. Ponownie spojrzała na poprzednie wizje i dostrzegła, że one również uległy zmianie, co więcej wydawały się lekko poruszać. Znowu poczuła na ciele drobinki pyłu, tym razem jednak nie pozbyła się ich. Wydała z siebie coś pośredniego między westchnięciem a ziewnięciem i ułożyła się wygodniej na płatkach, czując, że dopada ją zmęczenie. 

— Luke mi nie uwierzy — szepnęła, patrząc znużonym wzrokiem na karpia uwięzionego w bryle lodu, który zajął miejsce młodej koi — zdecydowanie nie uwierzy. 

Następnie oddała się w objęcia Morfeusza.

<Koniec>

Gratuluję! Twoja przygoda w Labiryncie została zakończona!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz