7 lipca 2022

Od Akahity - "Woda była ciepła"

Woda była ciepła tamtego jakże słonecznego poranka. Akahita płynęła z głową zanurzoną w nagrzanej od słońca tafli. Od czasu do czasu miło było zapuścić się bliżej groźnego powietrza, odsapnąć i pozwolić nurtowi ciągnąć się w nieznane, bez wysiłku. Jednak i nurt miał swoje ograniczenia wpadając w inne rzeki i jeziora. I jakżeby inaczej i jej nurt skończył się. Jej ogon dzielnie poruszył cieczą, która ja otaczała. Rybka westchnęła sobie zanurzając się głębiej i chowając przed upałem. Im bliżej dna się sięgało tym więcej chłodu omiatało zmęczone ciało, powodując jedynie ospałość w ruchach. Jednak Akahita nie zamierzała przystawać w pierwszym lepszym zbiorniku. Co to, to nie! Była wybredna, była oceniająca i co najważniejsze niezwykle szczera wobec swojego zdania. To wodorosty były za wielkie ,to za dużo było ludzkiej infrastruktury. Tam za mało miejsca, tam za dużo drapieżników. Ciężko było dogodzić takiej potędze jak ona sama. Dumnej i pewnej siebie karpicy z wieloma latami na karku, które niekoniecznie przekładają się na mądrość. De facto jej sytuacja życiowa od małego niewiele jej dała. Samotna, zapomniana prawie że. Chociaż nie. Na pewno zapomniana. Wychowana sama w odosobnieniu, ze strachem na karku, już nie bała się niczego. Kiedyś ją to zgubi, ale na razie ku jej słodkiej niewinności i nieświadomości mogła dalej przemieszczać się pomiędzy gazami wyskakującymi na jej drodze. Natura aktualnie nieco bawiła się na jej ciele. Klony i wodorosty miło głaskały jej boki, chociaż świadoma była, że musi uważać na swoje ruchy aby przypadkiem nie zaplątać się i o zgrozo nie utknąć, czekając na ratunek w nudzie. Nuda byłaby gorsza nawet od śmierci.

—Płyń jak rzeka płyń. — zanuciła pod wąsem oglądając się na boki. Nikt nie słyszał? To dobrze. Lepiej aby jej śpiew nie dotarł do żadnych uszu. Jeszcze by się ktoś popłakał i to nie ze szczęścia! —Hardo, żwawo i daleko. Nieś do morza, nieś. Moje słodkie ciało. — ściszyła głos. W końcu nie wiedziała gdzie jest. Jednak to miejsce zdawało się być spore. Zalew? Prawdopodobnie. 

—Może znajdzie się tu coś ciekawego do roboty.— jej głosik odbił się od skał i wrócił do niej. Milczenie. Nic. Nikt. Więc i pewnie jej śpiewania nikt nie słyszał. Dobrze.

Kamienie ustąpiły piasku i pustej przestrzeni. Wtedy też dało się dostrzec ogromną ilość wody i miejsca w tym zbiorniku. Niezwykłe. Jej ogon zabił parę razy energicznie. W oddali widziała sylwetki ryb znacznie większych od siebie. Może karpie rzeczne. Te to dopiero są bezczelne! Zwinnie przemieszczała się wzdłuż podłoża. Przy ziemi bezpieczniej prawda? Nie za bardzo wiedziała gdzie jest i jak długo jeszcze jej płetwy będą musiały znosić tak paskudny wysiłek. No cóż. Mogła jedynie westchnąć i uważać aby nic jej nie odgryzło kawałka pleców. 


Przepłynęła ogromne pustkowie i obejrzała się na nie raz jeszcze prychając. Zajęło jej to sporo jej cennego dnia! Każda minuta w końcu liczyła się w taj podróży, która swoją drogą zmęczyła ją niemiłosiernie, chociaż nie chciała sobie tego przyznać. W końcu była prawie już smokiem, niewiele jej brakowało. Nie mogła się męczyć takim spacerkiem [który raczej przypominał szaleńczy sprint ku bezpieczeństwu, ale pomińmy ten fakt]. Jej płetwa poruszyła się leniwie już. Nie było potrzeby [i siły] się spieszyć. Ziewnęła. Mlasnęła. Oczy piekły ją od nieprzespanej nocy i nagłego , mocnego wysiłku. Nurtu tu brakowało. Ale płynęła. Chciała znaleźć łóżko i przekąskę, teraz. Już może nieco pogodziła się z faktem, że jest śpiąca i brak jej siły na dalszą podróż. W końcu nawet smok odpoczywał. 

—Hej! — przepłynęła bok innego karpie z odruchu witając się nieco nieporządnie. Chwila... Karpia? Jej oko zwróciło się ku obcemu. Czarne łuski były pierwszą cechą, która rzuciła się jej w oko. Drugą był natychmiastowy natłok przywitań jaki padł. Widły w płetwie nieznajomego zakręciły się kiedy się zbliżył. Nie wyglądał na niebezpiecznego, jednak ostrożności nigdy nie za wiele

—Ey, ey. Może trochę przestrzeni grubasku. — prychnęła może nieco zbyt niemiło. Ale była zmęczona i głodna, co zresztą było słychać, gdyż z jej brzucha burczało jakby lawina leciała górami. 

—Grubasku? — ryba zatrzymała się rzucając jej spojrzenie, jednak jakie były w nim emocje ciężko było powiedzieć. 

—Oi no.. Nie grubasku. Z daleka tylko się zdawało. — mruknęła, bo może nieco przegięła. Bo cóż. Sama była niezwykle smukłym karpiem, prawda?  — Nie ważne. Kto ty? —

—Leon. — jednego słowa nie mógł powiedzieć. Mówił cos jeszcze o tym że tu mieszka. Że to ławica. Coś o Koi takich jak ona i innych. Że to gdzieś tu. I tu się mieszka i w ogóle dość sporo mówił. Ale Akahita słuchała tylko wybiórczo

—Ey. Ey. Ey — zatrzymała jego słowotok na sekundę. — A znajdę tu kogoś kto mnie nakarmi i da się przekimać w bezpieczny miejscu? Ja z daleka i w podróży. Ciężko tak nieustannie ucie... walczyć... walczyć z drapieżnikami!— spytała. Jej oczka zderzyły się z tymi kolorowymi, najwidoczniej ogrodnika. 

<Leon?>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz