Moja praca by艂a prosta: s艂ucha膰, obserwowa膰, zapami臋tywa膰 i donosi膰. Nie chwal膮c si臋, niekt贸re sprawy zosta艂y utajnione w艂a艣nie przeze mnie, chocia偶 ja by艂am tylko nic nie znacz膮cym informatorem. M贸j szef, starsza ryba o siwych w膮sach sprzedawa艂 informacj臋 kolejnym rybom za dwa razy wi臋ksza cen臋, ni偶 ja od niego dostawa艂am. Czasami przez moj膮 rybi膮 g艂贸wk臋 przechodzi艂y my艣li, aby zacz膮膰 w艂asny interes, przekazywa膰 informacje bezpo艣rednio i zarabia膰 wi臋cej, ale do tego potrzebne by艂y kontakty, a je si臋 zbiera latami, wi臋c maj膮c jedynie marne 4 latka nie mog艂am sobie pozwoli膰 na rzucenie pracy, wy艣mianie szefa i rozpocz臋cie w艂asnego biznesu, bo ten rozpad艂by si臋 po kilku miesi膮cach, a mo偶e i nawet szybciej, gdyby Romulus, m贸j szef chcia艂by da膰 mi popali膰 za moje niewdzi臋czne zachowanie.
Z samego rana Romulus zaprosi艂 mnie do siebie, aby wyja艣ni膰 mi „wa偶n膮” spraw臋. Trzymaj膮c p艂etwy, 偶e t膮 wa偶n膮 spraw膮, nie b臋dzie moja wpadka przy Koralowcu, wysz艂am z domu, nakarmiwszy wpierw Pirata. Jeszcze p贸艂 roku i ten maluch b臋dzie m贸g艂 wr贸ci膰 do swoich braci, aby atakowa膰 i po偶era膰 inne istotki. Droga nie zaj臋艂a mi d艂ugo czasu, tym bardziej, 偶e przemieszcza艂am si臋 skr贸tami, kt贸re poznawa艂am w dziennych czasach, kiedy nikt nie chcia艂 si臋 mn膮 opiekowa膰. To zabawne, 偶e chocia偶 nie mia艂am czego艣, co ryby nazywali „kochaj膮c膮 rodzinn膮”, to wiedzia艂am o 偶yciu wi臋cej ni偶 ci, kt贸rzy w takich rodzinach si臋 urodzili. I wcale, jakby si臋 mog艂o wydawa膰, ryby takie jak ja, nie chodzi艂y wiecznie nad膮sane, nie ka偶dy by艂 pesymistyczny i nie ka偶dy m贸wi艂, 偶e zaraz przyjdzie 艣mier膰. Widzia艂am ju偶 przed sob膮 kilka rybek ciesz膮cych si臋 偶yciem takim, jakie dostali od losu. Ja za to nale偶a艂am do tych oboj臋tnych istot. Posiadanie rodziny, nie posiadanie – co za r贸偶nica.
- Cze艣膰, jestem – oznajmi艂am Romulusowi, kiedy pojawi艂am si臋 przed jego domem, a on akurat bawi艂 si臋 w ogr贸dku sprz膮taj膮c przed nadchodz膮c膮 zim膮. Przez moment mnie ignorowa艂. Cierpliwie czeka艂am, a偶 w ko艅cu raczy na mnie spojrze膰. Gdy to zrobi艂, przywita艂 si臋 kiwni臋ciem g艂owy.
Romulus mia艂 20 lat. Wychowa艂 si臋 na farmie wodorost贸w, gdzie jego rodzice zagin臋li, gdy on mia艂 zaledwie pi臋膰 lat. Wszyscy m贸wi膮, 偶e zgubili si臋 w wodorostach i dostali zawa艂u, poniewa偶 oboje przechodzili przez t膮 sam膮 chorob臋 serca, ale ich syn nie wierzy艂, 偶e mogliby si臋 zgubi膰 na w艂asnej farmie. M贸wi艂, 偶e zostali zabrani przez trupy. Gdy zapyta艂am, czy to jaka艣 zagadka, opowiedzia艂 mi histori臋 tego miejsca.
Wodorosty wyros艂y na gruzach starego zamku, zbudowanego z muszli. Podczas balu, jaki zorganizowa艂a tam bogata rodzina, dosz艂o do tragedii. Kto艣 przyprowadzi艂 rekiny, kt贸re wpad艂y do zamku. Nie tylko rzuci艂y si臋 na ta艅cz膮cych, ale nie艣wiadomie od 艣rodka burzyli budowl臋. Wszyscy zostali pogrzebani w tamtym miejscu, nawet rekiny. Niekt贸rzy ju偶 po偶arci, a niekt贸rzy jeszcze 偶ywi. Ci, kt贸rzy nie zostali po偶arci przez wrog贸w, co noc budz膮 si臋 ze 艣wiata zmar艂ych i w臋druj膮 mi臋dzy wodorostami, w mrocznym ta艅cu, przy d藕wi臋kach s艂abej muzyki.
Gdyby nie powaga, z jak膮 Romulus opowiada艂 mi t臋 histori臋, uzna艂abym, 偶e ze mnie 偶artuje. Widzia艂am jednak w jego oczach, 偶e wierzy艂 w t臋 histori臋 i wierzy艂 w to, 偶e jego rodzice nie zauwa偶aj膮c p贸藕nej pory, nie zd膮偶yli wr贸ci膰 do domu i zostali zabrani przez martwych. Wtedy ca艂a mroczna atmosfera zosta艂a zdmuchni臋ta jego podsumowaniem: Mo偶e gdyby byli m膮drzejszymi rodzicami, poszed艂bym ich szuka膰.
Po ich zagini臋ciu przeprowadzi艂 si臋 w te tereny, a nast臋pnie do艂膮czy艂 do stada. Tylko tyle wiedzia艂am o jego 偶yciu, nie trudno jednak si臋 by艂o domy艣li膰, 偶e potem 艂apa艂 si臋 ka偶dej mo偶liwej roboty, kt贸ra pozwoli艂a mu na gromadzeniem kontakt贸w, kt贸re w tej chwili wykorzystuje.
- Wi臋c co to za wa偶na sprawa? – zapyta艂am, kiedy wpu艣ci艂 mnie do 艣rodka.
- S艂ysza艂a艣 o kradzie偶ach w magazynach? – pokr臋ci艂am g艂ow膮. – Nic dziwnego. Od dw贸ch miesi臋cy we wszystkich magazynach znika jedzenie. Sprawa nie jest nag艂a艣niana, aby nie stwarza膰 paniki, w ko艅cu wkr贸tce przychodzi zima i o jedzenie b臋dzie ci臋偶ej znale藕膰. Kto艣 prawdopodobnie zabiera jedzenie z naszego stada i sprzedaje dalej.
- I co z tego? Nie jestem 艣ledczym – po tych s艂owach samiec uderzy艂 mnie w 艂eb ogonem.
- Nie przerywaj – za偶膮da艂.
- Nie ma 偶adnych 艣lad贸w, nikt nic nie wie, nikt niczego nie widzia艂. Masz poj臋ci ile b臋dzie kosztowa艂a jakakolwiek wa偶na informacja na ten temat? – wtedy zrozumia艂am o co chodzi艂o.
- To brzmi jakbym mia艂a si臋 bawi膰 w detektywa.
- Prawie. Masz jedynie pilnie s艂ucha膰 i obserwowa膰 wszystko, co si臋 dzieje przy magazynach, a je艣li dowiesz si臋 czego艣, co mo偶na dobrze sprzeda膰, zap艂ac臋 ci podw贸jnie – po tych s艂owach u艣miechn臋艂am si臋 i od razu skin臋艂am g艂ow膮, zapewniaj膮c, 偶e na pewno si臋 czego艣 dowiem. – A opr贸cz tego, dowiedz si臋 kto jest kochankiem sklepikarza na ko艅cu rafy. Teraz ty – s艂owa na ko艅cu zdaniu oznacza艂y, 偶e teraz by艂a moja kolej podzieli膰 si臋 jakimi艣 informacjami.
- Nauczycielka ze szko艂y podstawowej sprzedaje nielegalnie jakie艣 lekarstwa. M贸wi, 偶e to specjalne zi贸艂ka pozwalaj膮ce zwalcza膰 dolegliwo艣ci zwi膮zane z przepracowaniem. Jej znajomy za偶y艂 wi臋cej ni偶 powinien i wyl膮dowa艂 u lekarza, niby ze z艂amanym ogonem. A opr贸cz tego Marina, ta sprz膮taczka, chodzi na jakie艣 walki rekin贸w – Romulus pokiwa艂 g艂ow膮.
- Zobacz臋, czy komu艣 si臋 to przyda. A teraz wynocha – ponagli艂 mnie p艂etw膮. Po偶egnawszy si臋 wysz艂am z jego mieszkania.
<Leon?>