30 września 2022

Od Valii - "Świat ginie w wodorostach" cz.1

Moja praca była prosta: słuchać, obserwować, zapamiętywać i donosić. Nie chwaląc się, niektóre sprawy zostały utajnione właśnie przeze mnie, chociaż ja byłam tylko nic nie znaczącym informatorem. Mój szef, starsza ryba o siwych wąsach sprzedawał informację kolejnym rybom za dwa razy większa cenę, niż ja od niego dostawałam. Czasami przez moją rybią główkę przechodziły myśli, aby zacząć własny interes, przekazywać informacje bezpośrednio i zarabiać więcej, ale do tego potrzebne były kontakty, a je się zbiera latami, więc mając jedynie marne 4 latka nie mogłam sobie pozwolić na rzucenie pracy, wyśmianie szefa i rozpoczęcie własnego biznesu, bo ten rozpadłby się po kilku miesiącach, a może i nawet szybciej, gdyby Romulus, mój szef chciałby dać mi popalić za moje niewdzięczne zachowanie. 

Z samego rana Romulus zaprosił mnie do siebie, aby wyjaśnić mi „ważną” sprawę. Trzymając płetwy, że tą ważną sprawą, nie będzie moja wpadka przy Koralowcu, wyszłam z domu, nakarmiwszy wpierw Pirata. Jeszcze pół roku i ten maluch będzie mógł wrócić do swoich braci, aby atakować i pożerać inne istotki. Droga nie zajęła mi długo czasu, tym bardziej, że przemieszczałam się skrótami, które poznawałam w dziennych czasach, kiedy nikt nie chciał się mną opiekować. To zabawne, że chociaż nie miałam czegoś, co ryby nazywali „kochającą rodzinną”, to wiedziałam o życiu więcej niż ci, którzy w takich rodzinach się urodzili. I wcale, jakby się mogło wydawać, ryby takie jak ja, nie chodziły wiecznie nadąsane, nie każdy był pesymistyczny i nie każdy mówił, że zaraz przyjdzie śmierć. Widziałam już przed sobą kilka rybek cieszących się życiem takim, jakie dostali od losu. Ja za to należałam do tych obojętnych istot. Posiadanie rodziny, nie posiadanie – co za różnica. 

- Cześć, jestem – oznajmiłam Romulusowi, kiedy pojawiłam się przed jego domem, a on akurat bawił się w ogródku sprzątając przed nadchodzącą zimą. Przez moment mnie ignorował. Cierpliwie czekałam, aż w końcu raczy na mnie spojrzeć. Gdy to zrobił, przywitał się kiwnięciem głowy. 

Romulus miał 20 lat. Wychował się na farmie wodorostów, gdzie jego rodzice zaginęli, gdy on miał zaledwie pięć lat. Wszyscy mówią, że zgubili się w wodorostach i dostali zawału, ponieważ oboje przechodzili przez tą samą chorobę serca, ale ich syn nie wierzył, że mogliby się zgubić na własnej farmie. Mówił, że zostali zabrani przez trupy. Gdy zapytałam, czy to jakaś zagadka, opowiedział mi historię tego miejsca.

Wodorosty wyrosły na gruzach starego zamku, zbudowanego z muszli. Podczas balu, jaki zorganizowała tam bogata rodzina, doszło do tragedii. Ktoś przyprowadził rekiny, które wpadły do zamku. Nie tylko rzuciły się na tańczących, ale nieświadomie od środka burzyli budowlę. Wszyscy zostali pogrzebani w tamtym miejscu, nawet rekiny. Niektórzy już pożarci, a niektórzy jeszcze żywi. Ci, którzy nie zostali pożarci przez wrogów, co noc budzą się ze świata zmarłych i wędrują między wodorostami, w mrocznym tańcu, przy dźwiękach słabej muzyki. 

Gdyby nie powaga, z jaką Romulus opowiadał mi tę historię, uznałabym, że ze mnie żartuje. Widziałam jednak w jego oczach, że wierzył w tę historię i wierzył w to, że jego rodzice nie zauważając późnej pory, nie zdążyli wrócić do domu i zostali zabrani przez martwych. Wtedy cała mroczna atmosfera została zdmuchnięta jego podsumowaniem: Może gdyby byli mądrzejszymi rodzicami, poszedłbym ich szukać.

Po ich zaginięciu przeprowadził się w te tereny, a następnie dołączył do stada. Tylko tyle wiedziałam o jego życiu, nie trudno jednak się było domyślić, że potem łapał się każdej możliwej roboty, która pozwoliła mu na gromadzeniem kontaktów, które w tej chwili wykorzystuje.

- Więc co to za ważna sprawa? – zapytałam, kiedy wpuścił mnie do środka. 

- Słyszałaś o kradzieżach w magazynach? – pokręciłam głową. – Nic dziwnego. Od dwóch miesięcy we wszystkich magazynach znika jedzenie. Sprawa nie jest nagłaśniana, aby nie stwarzać paniki, w końcu wkrótce przychodzi zima i o jedzenie będzie ciężej znaleźć. Ktoś prawdopodobnie zabiera jedzenie z naszego stada i sprzedaje dalej.

- I co z tego? Nie jestem śledczym – po tych słowach samiec uderzył mnie w łeb ogonem.

- Nie przerywaj – zażądał.

- Nie ma żadnych śladów, nikt nic nie wie, nikt niczego nie widział. Masz pojęci ile będzie kosztowała jakakolwiek ważna informacja na ten temat? – wtedy zrozumiałam o co chodziło.

- To brzmi jakbym miała się bawić w detektywa.

- Prawie. Masz jedynie pilnie słuchać i obserwować wszystko, co się dzieje przy magazynach, a jeśli dowiesz się czegoś, co można dobrze sprzedać, zapłacę ci podwójnie – po tych słowach uśmiechnęłam się i od razu skinęłam głową, zapewniając, że na pewno się czegoś dowiem. – A oprócz tego, dowiedz się kto jest kochankiem sklepikarza na końcu rafy. Teraz ty – słowa na końcu zdaniu oznaczały, że teraz była moja kolej podzielić się jakimiś informacjami.

- Nauczycielka ze szkoły podstawowej sprzedaje nielegalnie jakieś lekarstwa. Mówi, że to specjalne ziółka pozwalające zwalczać dolegliwości związane z przepracowaniem. Jej znajomy zażył więcej niż powinien i wylądował u lekarza, niby ze złamanym ogonem. A oprócz tego Marina, ta sprzątaczka, chodzi na jakieś walki rekinów – Romulus pokiwał głową.

- Zobaczę, czy komuś się to przyda. A teraz wynocha – ponaglił mnie płetwą. Pożegnawszy się wyszłam z jego mieszkania.

<Leon?>

Powitajmy Valię!

Powitajmy nowego karpia w ławicy - Valię!

Nasza nowa koleżanka Valia, pracująca jako Donosiciel, to rybka o bardzo realistycznym spojrzeniu na świat. Nie patrzy przez różowe okulary i raczej się na to nie zanosi, ale to nie znaczy, że musimy ją od razu odrzucać.

Pełny formularz Valii znajduje się tutaj: =KLIK!=

Od Irysahyty - "Oshvald w tarapatach" cz.1

Co skusiło cię do dołączenia do grupy poszukiwawczej?

A bo ja wiem. Można powiedzieć, że dobre serduszko, ale kto w tych czasach w to wierzy. Chociaż w rzeczywistości nie mam innej wymówki, tylko to mi przychodzi do głowy.

Znałeś karpia, którego mieliście zadanie odnaleźć?

Ani trochę, nie miałem pojęcia, kto to jest, poza tym, że jest całkowicie zielony bez żadnych odmian. I ma na imię Oshvald. Trochę dziwne imię, ale hej, ja mam na imię Irysahyta, więc nie mi oceniać. Chociaż jakbym miał coś do powiedzenia przy nadawaniu mi imienia, błagał bym rodziców, żeby było to coś innego, albo chociaż samo Irek. Może ten Oshvald miał to samo. Może dlatego zniknął.

Nie jesteśmy tu, żeby snuć jakieś domysły. Koi zniknął, wszyscy zaczęli go szukać, gdyż był członkiem bractwa i jego najważniejszym przedstawicielem. Niby chodziło o to, by nie stracić jedynego członka, który trzyma to bractwo na wodzy. Jednak mimo tylu pogłosek nie usłyszałam, jak nazywa się to bractwo. Wiesz może coś więcej?

Taaaak, śmieszna sprawa, całkiem dużo dowiedziałem się od pozostałych członków i nie zabronili mi o tym mówić. Bractwo nazywa się Bractwem Morskiej Przysięgi. Dziwnie, co nie? Brzmi jak jakaś grupka zakładana w dawnych czasach przez dzieciaki. Ale ich przekonania są bardzo ciekawe. Wierzą, że jesteśmy w stanie osiągnąć stan idealnej równowagi i dzięki temu będziemy mogli oddychać zarówno w słodkiej wodzie, jak i słonej. Poprzysięgli sobie osiągnąć tą równowagę i udowodnić swoją słuszność. A tym samym chcą skontaktować się z karpiami, które żyją w morzu. Wierzą, że tam coś jest. Mi jakoś trudno uwierzyć, ale co ja tam wiem, jestem tylko prostym rybem.

Faktycznie dużo wiesz. A jednak powiedziałeś, że nie znasz Oshvalda. Czy informacje o nim zostały przed tobą utajone?

Właściwie to tak. Ale nie dlatego, że bractwo nie chciało nic mówić, tylko dlatego, że rodzina sobie nie życzyła. Mieliśmy go tylko znaleźć.

I wam się nie udało.

Jak widać.

Ale zamierzacie kontynuować poszukiwania.

Tak. Ktoś wpadł na jakąś poszlakę i zamierzamy się jej chwycić jak robak kamienia. I mam szczerą nadzieję, że uda nam się odnaleźć Oshvalda.

<CDN>

Od Romelle - “Odbicia” cz.1

Złoty liść klonu, walczący od kilku dni z zachodzącym w jego tkankach procesem starzenia, w końcu odłączył się od grubej gałęzi drzewa i smagany wiatrem przykrył kolejne miejsce na niegdyś gładkiej tafli Zbiornika. W ciągu niespełna paru minut w ślad za nim poszły również inne liście, oblegając brzegi basenu tak szczelnie, że zobaczenie promieni słońca, przebijających się przez nie od spodu, stawało się prawie niemożliwe. Wraz z rozprzestrzeniającym się, niczym wysoko zakaźna choroba, mrokiem, na członków ławicy spadła epidemia realnych schorzeń pokroju kaszlu listkowego, który mimo wyjątkowo niepozornej nazwy okazuje się również wyjątkowo upierdliwym syfem. Wierzcie, nie chcielibyście go złapać, nawet jeśli miałoby wam to zagwarantować dzień wolnego w znienawidzonej pracy, przy czym dzień w tym przypadku to wartość równie stała, co poziom glukozy we krwi osoby z nierozpoznaną cukrzycą. Ale, ale, na tym jeszcze nie koniec, ponieważ trzeba by mieć skórę aligatora, żeby nie odczuć gwałtownego spadku temperatury oraz być zupełnie pozbawionym wzroku, aby nie zauważyć szpetnych cielsk drapieżników, które coraz pewniej poruszały się w pobliżu grupy koi. Jednak nie dyskryminujmy krótkowzrocznych ryb, w końcu w lokalizacji zagrożenia dużo poważniejszą rolę odgrywa węch, ten z kolei łatwo stracić po zarażeniu jedną z atakujących ów rybi narząd infekcji. Dodajmy do tego coraz większą presję otoczenia na punkcie zbierania zapasów w obliczu zbliżającej się zimy (jakby wszyscy po lecie spędzonym na leżeniu brzuchem do góry, dopiero teraz zdali sobie sprawę, z istnienia takiej pory roku), a także łączący się z tym fakt, że znalezienie ich nie było już tak szybkie, proste i przyjemne, i otrzymamy pełen gar zimnej zupy o nazwie jesień.

— Uroczo — mruknęła pod nosem Romelle, gdy pierwszym, co zobaczyła po wyjściu ze swojej norki 23 września, było zbiorowisko przekrzykujących się ryb różnego wieku i stanu, stłoczonych pod wysoką drewnianą tabliczką. Za jej ogonem siedział Luke niezbyt zainteresowany tym, co działo się na zewnątrz, całą swoją uwagę poświęcając śniadaniu, na które się wprosił. Medyczka zdążyła jeszcze zobaczyć, jak jeden ze starców zbiera muł z dna i bezceremonialnie obsypuje nim młodszego samca, zanim obróciła się w jego stronę. — O co chodzi?

Ten, zanim odpowiedział, wepchnął sobie do ust ostatniego ślimaka i strzepał z siebie szczątki wodorostów, na widok czego żyłka na czole karpicy zaczęła intensywnie pulsować. Oczywiście w przenośni.

— Ktoś rozpoczął odbicia. — Oznajmił, a gdy jej mimika ani trochę się nie zmieniła, popatrzył na nią z niedowierzaniem. — Chyba nie powiesz, że o nich nie pamiętasz?

Zaprzeczyła. Chcąc nie chcąc nigdy nie zdołała zapomnieć tej gry. 

Na czym polegała?

Jej zasady były stosunkowo proste. Mówiąc w skrócie, istniały dwie drużyny – łowcy i krętacze, chociaż nazwy te były dość płynne. Czasami nazywano ich tak, innym razem zostawali sumami i szczupakami, a jeszcze kiedy indziej szachrajami i szalbierzami. Nie wszyscy wiedzieli, co te słowa oznaczają, ale czy to takie ważne? Brzmiały fajnie, a to w zupełności wystarczyło. Wracając, każda z osób miała własną bazę, którą musiała odbić ryba po przeciwnej stronie planszy, za którą służył spory teren znajdujący się przy Parku Ludzi. Żeby to zrobić należało najpierw odebrać atrybut przeciwnika, a następnie wypchnąć go (współzawodnika – nie, atrybut) poza zajmowaną strefę. Jak można się spodziewać, wygrywała ta drużyna, której członkowie zajęli większą część wrogiego terytorium. Karpie do niej należące zyskiwały natomiast wcześniej wspomniane atrybuty, które udało im się zdobyć, a które, co należy wspomnieć, były wyjątkowo cennymi dla swoich właścicieli przedmiotami, bo tylko ich poświęcenie umożliwiało Ci udział w rozgrywce. Ta zasada wbrew pozorom była solidnie przestrzegana, czego nie można powiedzieć o jakichkolwiek regułach dotyczących bezpieczeństwa, jeżeli w ogóle takowe istniały. Aby zdobyć emblemat oponenta, mogłeś posunąć się do wszystkiego i nikt nie zwróciłby na to uwagi.

Samej Romelle, mimo że nigdy nie należała do zbyt towarzyskich koi, zdarzyło się dwa, czy trzy razy uczestniczyć w odbiciach. Ostatni raz szczególnie zapadł jej w pamięć.

Przeciwnikiem samiczki okazał się wówczas prawie dwa razy większy od niej rybek, elokwentnie mówiąc, niezbyt szczupły i równie empatyczny, co i ona. Z tą drobną różnicą, że młoda Roma miała w sobie przynajmniej tyle ogłady, by wiedzieć, że szarpanie, gryzienie i szczypanie nie jest zbyt sportowym zachowaniem nawet jak na standardy tej gry. Gdy wszystko było już za nią, czuła się tak obolała i upokorzona, że gdyby tylko była w stanie płakać, podniosłaby poziom zasolenia wody w całym Zbiorniku o dobrą połowę, a fioletowooki albo by się do tego przystosował, albo zdechł.

Koi jednak nie na długo pozostała mu dłużna. Kolejnego dnia tuż po tym zdarzeniu, ogłada nie powstrzymała jej przed przypadkowym przytrzaśnięciem Wasilowi ogona drzwiami od klasy i zwyzywaniem jego matki na oczach całej szkoły. Fakt, może nie było to zbyt bystre — karp nie skurczył się przez noc i nadal,  gdyby tylko chciał, mógłby z łatwością rzucić nią o ścianę — ale hej, kto nigdy za dzieciaka nie rozwiązywał w ten sposób konfliktów, niech pierwszy rzuci małżem.

Podsumowując, czy pamiętała? Jak mogła zapomnieć! Sęk w tym, że...

— Myślałam, że to gra dla narybku. — Podrapała się po boku, zastanawiając się, czy kiedykolwiek w dzieciństwie widziała jakiegoś zainteresowanego nią dorosłego. Nic nie przychodziło jej do głowy. — Wyjątkowo brutalna i raczej mało wychowawcza, ale nadal dla dzieci.

— Podrasowano trochę zasady i zwiększono stawkę, z resztą, co ja będę mówił, sama zobacz. — wskazał płetwą w stronę tabliczki, pod którą panował wciąż ten sam tłok. — Chyba zwolniło się trochę miejsca.

— Nie widać — stwierdziła, wychwytując w plątaninie ciał pyszczki wszystkich ryb, które rzuciły jej się w oczy poprzednio i kilka całkowicie nowych. — Mam za to wrażenie, że jest ich więcej.

Wbrew temu, co powiedziała, w tym samym momencie oderwała się od drzwi i podpłynęła do zebranych. Luke dołączył do niej chwilę później, przepychając się między pozostałymi karpiami, z których każdy chciał być jak najbliżej obiektu. Natomiast zainteresowanie nim stale rosło, przypadkowi przechodnie zatrzymywali się, by zobaczyć, co wywołało takie poruszenie, a ci, którzy byli tutaj wcześniej, widząc to, nie zamierzali opuścić swoich miejsc, tym samym bezustannie napędzając to błędne koło.

Zlokalizowanie siostry i droga do niej, choć krótka, przysporzyła mu wiele nerwów, a gdy w końcu udało mu się przystanąć obok, zobaczył, że jej wzrok zawisł na jednym konkretnym fragmencie tekstu i nie przesuwa się dalej. Przeczytał go, mimo że będąc od świtu na płetwach, zdołał zrobić to już z dobre cztery razy. Wciąż robiło to samo wrażenie, wydawało się tak surrealistyczne, że aż śmieszne. Karpie mogły od razu uznać całe ogłoszenie za żart i wrócić do swoich obowiązków, szybko o nim zapominając. Z drugiej strony każdy lubi czasem pomarzyć, nawet jeśli są to marzenia przepełnione dziecinną naiwnością, nic nas one nie kosztują, nie ma w nich też nic groźnego, a zawsze jest cień szansy na to, że okażą się prawdziwe. Romelle musiała myśleć podobnie, ponieważ pierwsze zdanie, które wypowiedziała, gdy wreszcie skończyła czytać, brzmiało:

— Kogo na to stać?

<CDN>

29 września 2022

Od Tenebrae'a CD. Feliksa - "Wszyscy kochają Akhifer" cz.6

Brae płynął obok Feliksa w kierunku kryształowni. To  — czyli kierunek wyprawy — był chyba jedyną rzeczą, o jaką nie mógł się z nim kłócić. Kryształy znajdowały się tylko w jednym miejscu.

Chociaż, kto wie, może znalazłby jakiś w ruinach świątyni? Błyskotki przecież wykorzystuje się do rozmaitych celów, a jitong mógł być pewny, że z pewnością jakiś amator przyzywania duchów zostawił tam niejeden amulet. 

Wspomnienie pracy przypomniało mu o jutrzejszym obowiązku nauczyciela pisma. Wiadomo, ktoś musi tym bachorom pokazać, jak przestać kreślić płetwami takie bazgroły, ale na myśl, że to on ma być tym kimś, zrobiło się mu słabo. Jego zmęczenie zwiększyło się o jakieś pięćdziesiąt procent a pomysł uprzykrzenia życia Feliksowi wydał się mniej piękny. Był pewien, że zaraz przepłynie mu przed oczyma całe życie, ale wtedy poczuł mocne szturchnięcie.

To Feliks uderzył go płetwą, i chociaż Brae w pierwszym odruchu zamierzał go zaatakować, to wyobraził sobie miny swoich uczniów, którzy w zdziwieniu obserwują ich niezdrowo spokojnego nauczyciela wdającego się w bójkę. Co powiedzieliby ich rodzice?

— Słuchasz mnie? Dotarliśmy na miejsce. Lepiej znajdź coś naprawdę dobrego — oznajmił koi, wprowadzając Tenebrae’go w jeszcze większe podenerwowanie, po czym wpłynął do środka. 

Brae teatralnie westchnął, na co dookoła wzburzyła się chmara bąbelków. Następnie jitong popłynął śladami towarzysza, uważnie rozglądając się na boki.

Kamyk, kamyk, kamyk. A teraz Feliks pokazuje (uwaga) kamyk, krzycząc: co sądzisz o nim? Gdyby bywał tu częściej to może by wiedział, że w jaskini echo roznosi się naprawdę dobrze i jeżeli nie chcesz przyprawić nikogo o zawał, lepiej nie podnoś głosu. 

— Może być. Ale preferowałbym jakiś bardziej wyjątkowy, bo po taki to moglibyśmy do zbieracza pójść — swoim najbardziej zdegustowanym głosem skomentował Brae.

Feliks zaproponował jeszcze kilka innych błyskotek, a jitong, prosząc bogów o dobre wczucie się w gust Akhifer, wybrał błękitno-biały.

Kiedy oboje wypłynęli z kryształowni, obskoczyła ich dwójka donosicieli. Jeden, koloru szarawego, wyglądał na zmęczoną życiem rybę, która najchętniej rozłożyłaby się na dnie zbiornika. Drugi, czerwono-różowy w coś przypominającego pręgi, wesoło pływał dookoła, a jego kolorowe oczy zachowywały się jeszcze bardziej dziko niż płetwy. Podczas gdy jego starszy towarzysz na widok płynącej dwójki od razu przybrał pewnie dystans, ten widocznie najchętniej przytuliłby się zarówno do Feliksa, jak i Brae (bardzo zniesmaczonego widokiem młodzika). 

— To ty jesteś tym, kto dokona morderstwa? — spytał się Feliksa, który zdecydowanie bardziej przypominał typ wojownika. Gdy ten pokręcił w proteście głową, donosiciel widocznie zamierzał zawrócić się do Brae. Przerwał mu jednak wyższy rangą zwiadowca. 

— Przyszliśmy zebrać informację i potwierdzić bądź obalić plotki, które ostatnio powstały — gdy mówił, utworzone bąbelki wydawały się tak ospałe jak on sam. — Podobno Pan Brae zamierza obalić naszą alfę, i skoro temat wzbudza zainteresowanie, powinniśmy się czegoś dowiedzieć — można było śmiało założyć, że starszy nie poświęca już swojej pracy żadnej pasji.

— Sprawą podobno ma zainteresować się wojsko! — młody się wydzierał. — Mówią, że sama alfa zamierza zgładzić Tenebrae’a!

<Feliks/Akhifer?>

Od Nirimi - "Jesienne troski"

W prawie całkiem zakrytą kolorowym dywanem liści taflę bębnił lekki deszcz. Ciemne chmury, zakrywające słońce chylące się ku horyzontowi, sprawiały, że woda wydawała się ciemna i lekko mętna. Woda była już odczuwalnie zimniejsza, zwłaszcza w porównaniu do tego, jak ciepła była jeszcze ze dwa tygodnie temu... W całym Zbiorniku panował dość smutny nastrój, zmieszany jednak z zadziwiającą determinacją wszystkich karpi, by zdobyć wystarczająco duże zapasy na chłodną porę roku. Nie wszyscy jednak zachowywali się dokładnie tak samo. Wszystkie koi, przynajmniej w oczach Nirimi, dzieliły się aktualnie na trzy grupy.  

Przedstawiciele grupy pierwszej to byli ci typowi Zbieracze, kochający zbierać najróżniejsze przedmioty, w tym wypadku kolorowe liście, goszczące nad ich głowami. Do tej grupy najczęściej należały koi dość młode, niekiedy jeszcze narybek. Do grupy pierwszej Nirimi przypisywała, rzecz jasna, również wszystkich Zbieraczy. Niekiedy tylko oni i karpie jeszcze uczące się w szkole, potrafili docenić dywan liści nad ich głowami. Szamanka czasem widywała ich szukających liści o jakimś specjalnym kształcie, czy rzadkim odcieniu oranżu, czy szkarłatu. Zajęcie to, było jednak dość niebezpieczna, z racji czyhających na koi powietrznych drapieżców. Z drugiej strony, czego się nie robi dla powiększenia swojej kolorowej kolekcji?  

Druga grupa była tą, do której Szamanka wliczała stanowczą większość karpi. Dokładniej mówiąc, koi z tej grupy były trochę ponure i przygnębione, przez to, że nadeszła zimniejsza i bardziej nieprzyjemna pora roku, ale nie narzekały też jakoś bardzo. Po prostu zbierały zapasy i trochę narzekały na zimną pogodę. Do tych karpi Nirimi również zaliczała siebie samą.  

Trzecia grupa była chyba najmniej lubianym przez Nirimi ugrupowaniem. Te ryby wiecznie albo zrzędziły na zimną pogodę, albo latały po sklepach i wykupowały wszystko do ostatniego strzępka wodorostu, tak jakby zapowiedziano trwającą z pięć lat co najmniej, strasznie mroźną zimę.  

Właśnie, zima. To, że w najbliższych tygodniach miała nadejść najzimniejsza pora roku, nie uśmiechało się Nirimi coraz bardziej z każdym dniem. Od jakiegoś czasu czuła bowiem, że coś się szykuje, po prostu podświadomie odczuwała, że ta zima będzie inna niż wszystkie. Biało-czarna koi podejrzewała, że być może pragną skontaktować się z nią duchy natury i ją ostrzec, czy coś w tym stylu. Z drugiej jednak strony, może to zwyczajne zmęczenie dawało o sobie znać... Ostatnio Nirimi miała o wiele więcej pracy niż zwykle, o wiele więcej koi przychodziło do niej, by pomogła im porozwiązywać ich problemy. A były to problemy najróżniejsze - od skarżenia się na za zimną temperaturę wody, poprzez skargi na to, że wodorosty w ogródku zmarniały i nie wyglądają już tak dobrze jak wcześniej, po narzekanie na za krótkie dni.  

I chociaż karpie proszące, o choćby te dłuższe dni, działały na nerwy naszej Szamance, ta wiedziała, że sama sobie taki los zgotowała, przyjmując tę posadę. A jednak właśnie teraz, jesienią, Nirimi w duchu cieszyła się z tego, jaką profesją się zajmuje. Koniec końców bowiem, bogata jest teraz o nową wiedzę i głębsze zrozumienie tego, jak inne koi postrzegają zmianę pory roku. Ona sama w końcu, rozumiała, że każda rzecz, która dzieje się w przyrodzie, ma jakiś powód. Owszem, biało-czarna Szamanka i tak od czasu do czasu ponarzeka, ale jednak i tak zawsze ma świadomość, że wszystko idzie dobrze, z woli tych na górze. Podsumowując więc, trochę się niepokoiła, ale być może niepotrzebnie. W końcu gdyby doszło co do czego, o wiele mniej przeraziłaby się srogą zimą, niż całkowitym brakiem tej pory roku. 

<Koniec>

26 września 2022

Od Akahity CD Leona - "Woda była ciepła" cz.3

Kiedy jesteś niczym innym jak mierną rybą, pośród niezmierzonych połaci wód, świat zaczyna cię czasami nudzić. W końcu co więcej trzeba rybie, niż tylko pływać w kółko, bezmyślnie omijając roślinki pnące się z dna ku jasności słońca. Jednak jakież to złudne, jakie nieistotne, kiedy nikt poza tobą nie zna twoich myśli. 

Akahita obróciła się na bok, jej oczy powoli rozkleiły się. Świat za oknem, jak na letnią pogodę przystało, zaczynał już świtać i mienić się światłem zdeformowanym przez wodę. Ziewnęła. Nakarmili ją wczoraj, wyspała się. Może to nie był najgorszy sposób aby rozpocząć swoje życie, albo jakąś jego część. Kto wie na ile tu zabawi i czy w ogóle się zadomowi. Jednak od podróży należało czasem odpocząć. Może pół roku. To nie był zły pomysł. Jesień i zima potrafią być doskwierająco nieprzyjemne podczas podróży, a broń święty smoku przez zapłynięciem w taką pogodę do słonych wód. Śmierć gwarantowana. 

Wstała. Nie lubiła wegetować za długo, de facto kto jak kto, ale nie ona! Wypłynęła z pokoiku, ścierając ostatnie resztki snu z powiek. 

—Witaj. Dziękuję za nocleg — ziewnęła kiedy mijała gospodarza. Ten tylko zaśmiał się.

—Głodna?—

—Jak rekin. — jej łuski zabłyszczały delikatnie kiedy słońce owinęło je w swój pobłysk. Zajrzała ku górze. Każda ryba mogła sobie na to pozwolić. W końcu pod wodą nie było możliwości, że straci się wzrok patrząc na ten wymysł wszechświata oferujący im światło każdego dnia i nocy. Ponownie została nakarmiona, a z kultury i dobrotliwości serca zapłaciła hojniej niż wskazywała należność.

Odetchnęła. Woda była ciepła, tak spokojnie owijała ciało swoimi delikatnymi falami, jakby kołysała kwilące niemowlę do snu. Otaczała wonią lata, chociaż i to pewnie za jakiś czas popłynie z nurtem w niepamięć. Akahita powoli machała płetwami. Długie dni beztroskich podróży dobiegały końca, dostała kawałek własnej podłogi i chociaż na chwilę dołączyła do małej społeczności w zbiorniku. I nie byłoby w tym nic złego, gdyby nie jej ciągła potrzeba do robienia czegokolwiek.  Może dlatego wybrała takie a nie inne stanowisko. Ale czy to ważne. Nie wiązała przyszłości z nikim i  niczym, nie na dłuższą metę, gdyż rybie serce było złudne. Jak pokocha to całą sobą, a jak straci, po raz kolejny to będzie to niewyobrażalny cios. Poza tym jest niezależna, silna, nie potrzebuje nikogo poza własnym głosem pośród ruchliwych fal rzek! Prawda?

Chwila odpoczynku jednak należała się każdemu. Więc Akahita dryfowała z miejsca na miejsce, podziwiając okolicę, aż rozpoznała kierunek, z którego przybyła. A wraz z nim domek pewnego wariata z widłami. Odetchnęła. Obiecała mu coś, jeśli pamięć jej nie zawodziła. Krótkie przewrócenie oczami i prychnięcie wobec nie pomyślunku przeszłej sobie. Nie dobrze dla podróżnika było być winnym komukolwiek cokolwiek. Nawet jeśli to miała być tylko jakaś głupia opowieść o przygodach. 

— O! Akahita! — bez sekundy zawahania ciemołuskowy samiec wystartował w jej kierunku. Odetchnęła ostatni raz. — Ayy.. To ja miałem znaleźć ciebie! Co tu robisz? —

—Przepływałam niedaleko. Wpadłam wypełnić obietni... —

—O! No tak. Miałaś opowiedzieć mi o drapieżnikach! — ryba ucieszyła się wyraźnie. Jest tu aż tak nudno, że opowieści o zmierzłych przygodach, są tak ekscytujące? 

—Tak.. Tak... imię. Nie przedstawiłeś mi się, taka byłam zaspana. — wprosiła się do jego zadbanego ogródka. 

—Ah. Leon jestem! — pochwycił jej płetwę zanim zdążyła zareagować i potrząsnął nią intensywnie. — Zawsze miło widzieć nowe osoby w zbiorniku. Chcesz coś do jedzenia? Nie mam za wiele, ale coś zawsze się znajdzie dla gości. O! Tak w ogóle to jakie stanowisko przyjęłaś? Planujesz zostać na długo? Jak tak to polecam taką knajpkę. — Akahita wyłaczyła się na chwilę. Co jakiś czas udało jej się odpowiedzieć na jakieś pytanie, ale co celu swoich odwiedzin jeszcze nie dotarła. Dobrze, że jest w miarę cierpliwa, bo w przeciwnym wypadku już dawno wrzeszczałaby na tą gadułę. Tak to tylko słuchała w wymownym milczeniu, jak jej towarzysz rozwija się i rozlewnie przedstawia jej zbiornik w postaci opisów i słów. Ale może w końcu się uda?

<Leon?>

19 września 2022

Od Svitaja - "Papierowe samoloty" cz.2

Lekcja odbywała się jak zwykle bardzo żywo i w miarę ciekawie, chociaż było to przede wszystkim zasługą narybku. Dzieciaki ciągle zadawały pytania, mniej lub bardziej związane z lekcją, a Svitaj starał się odpowiadać z werwą, nawet gdy czasem stawało się to męczące. Został jednak w końcu zagięty, gdy jeden z dzieciaków postanowił zadać bardzo prywatne pytanie (co w klasie Svitaja było normą, ale to konkretne pytanie nigdy się nie pojawiło).

– Panie Svitaju, czy będzie miał pan dzieci?

Karp spojrzał na malca, który zadał to pytanie. Bob. Chłopak znany ze swoich nietypowych i niezwiązanych z lekcją pytań, na które zawsze się odpowiadało i wychodziła z tego bardzo inteligentna rozmowa. Tym razem Svitaj jednak wystraszył się odpowiedzi. Bob lubił przeciągać, dopytywać się o szczegóły i nie rozumiał, że w niektórych przypadkach nie wypada się tak wtrącać. A jeśli nie otrzymywał odpowiedzi na pytanie, zaczynał bardzo się burzyć.

– Trudno stwierdzić na tym etapie – odpowiedział wymijająco dorosły karp.

– Ma pan problemy z dziewczyną?

– Bob, po pierwsze, to są bardzo prywatne pytania i nie wypada ich zadawać osobie, z którą nie jest się bliskim przyjacielem. A po drugie, nie mam dziewczyny.

– Ale jak to? Czasem widuję pana, jak chodzi pan z jakąś karpicą.

Biednego Svitaja zatkało. Nie był pewien, jak może w bezpieczny sposób kontynuować tą konwersację, więc dla wszelkiego spokoju postanowił zbyć ciekawskiego karpika.

– Bob, o takich rzeczach nie mówi się publicznie. Muszę poprosić cię o zakończenie tematu. Będę od teraz ignorować wszelkie pytania dotyczące mojego życia miłosnego.

Szarawy karpik przysiadł naburmuszony na ziemi, niechętny do dalszego uczestnictwa w lekcji. Nagle zrobiło się nieprzyjemnie, atmosfera strasznie się napięła i reszta lekcji, szczęśliwie w miarę krótka, minęła wypełniona tylko monologiem Svitaja na temat kilku gatunków malutkich, jadalnych ryb.

Po skończonej lekcji narybek popłynął na przerwę, z wciąż niezadowolonym Bobem na czele, a Svitaj pozostał w sali. Na dzisiaj zajęcia mu się skończyły, mógł popłynąć do domu, ale póki co nie miał na to siły. Za bardzo myślał nad tym nieprzyjemnym tematem, o którym wspomniał jego uczeń. Ze względu na swoją orientację nawet nie próbował marzyć o dzieciach, ale widząc rodziców z uśmiechem odbierających swoje pociechy ze szkoły, czasem po prostu nie mógł się powstrzymać. Wyobrażał sobie, jak wraz ze swoim partnerem odbierają własnego urwisa ze szkoły, jak maluch w drodze do domu opowiada im o wszystkim, co robił z kolegami i jak spędzają razem wieczory, grając w gry lub po prostu się wygłupiając. Kto by pomyślał. Svitaj, karp, który ma z dziećmi do czynienia na co dzień, marzy o jeszcze jednym bachorze. Widać taki miał instynkt macierzyński. W rodzinie on byłby mamą.

W końcu miętowa ryba opuściła salę wykładową i udała się do domu, może przy okazji zahaczając bardzo szerokim łukiem o hacjendę swojego kumpla, żeby najeść się trochę sfermentowanych owoców. Ma prawo, jest dorosły.

<CDN>

10 września 2022

Od Akhifer - "Moja mała pamiątka" cz.1

Wszystkie swoje historie, jakie mi się przydarzają, owijam wokół bycia alfą. Jestem zmęczona, bo jestem alfą. Uciekam od ławicy, bo jestem alfą i chcę odpocząć. Mam obowiązki, bo jestem alfą. Ale przecież nie jestem tylko alfą. Jestem też córką, siostrą, koleżanką. Mam prywatne życie, nawet jeśli nie jest go tak dużo jak u innych. Mam swoje marzenia, pragnienia, potrzeby, których wbrew temu, co o sobie mówię, wcale tak bardzo nie spycham na drugi plan. Może moje życie nie jest tak luźne jak takiego Sprzątacza, ba, nie pamiętam, kiedy ostatnio wykonywałam swój zawód Strażnika. Ale nie jestem uwięziona w byciu alfą. I oto jedna z historii pokazujących tą drugą stronę, która nie jest powiązana z byciem alfą.

Dobra, wzięłam urlop w pracy, ale to liczy się zarówno stanowiska alfy, jak i Strażnika. I wcale ten urlop nie był taki ciężki do wzięcia. Szczególnie z nową twarzyczką wśród starszyzny, która była na tyle miła i wyrozumiała, że widziała te moje przysłowiowe wory pod oczami. My ryby nie mamy worów, ale spojrzenie też potrafi wiele powiedzieć, tak więc najukochańsza pani Klaudia puściła mnie wolno w świat, z powrotem do ukochanej rodzinki, za którą mi się nieco stęskniło. Nieco bardzo, szczerze mówiąc. Z chęcią zobaczyłabym uśmiechnięty pyszczek Miyony, tej małej zołzy i posłuchała wyzywania mamy, jak to ona nie musi się starać, żeby utrzymać to wszystko w porządku, a ojciec będzie jej tylko przytakiwał, nie chcąc wszczynać kłótni. I tylko ja się odezwę na ten temat, żartując, że z obecnym stanowiskiem byłabym spokojnie w stanie im załatwić jakiegoś pomocnika. Ach, rozmarzyć się idzie. Na szczęście to marzenie wyjątkowo łatwo spełnić.

Wpłynęłam po cichu do rodzinnego domu, w którym mieszkałam aż do zostania alfą. Nie mogę nawet wyrazić, jak bardzo tęskniłam za tymi kamiennymi ścianami wyrytymi dawno temu przez prądy wodne. Za wąskimi korytarzami, w których ledwo mieściły się dwa koi średniej wielkości. Za świetlikami słodkowodnymi uwięzionymi w małych klatkach, by oświetlały norę. Zawsze mi ich było trochę żal, ale one nie zdawały się cierpieć. W końcu urodziły się w takich warunkach.

Pierwsza zauważyła mnie Michelle, moja mama, jak zwykle przerzucająca różne bibeloty i odłamki z kąta do kąta, bo jej robota nie wymagała dużej frekwencji. Nie pamiętam, kiedy ostatnio widziałam, żeby się tak ucieszyła.

– Akhifer! Moja ukochana Ferka! – zawołała, podpływając do mnie i chwytając mój pyszczek w płetwy. Na czole miała pojedynczą czerwoną plamę w kształcie liścia, a poza tym była cała biała, niczym perła. Dlatego była taty najcenniejszą perełką. – Jak ja cię dawno nie widziałam, kochanie! Jakaś ty wykończona. Co ta profesja alfy ci robi… Nie martw się, matka się tobą zajmie. Zaraz dostaniesz herbatę, a teraz płyń do Lagroo, bo źle się czuje. Na pewno ucieszy się na twój widok.

Tata źle się czuje. Akhifer nawet nie dziwiło to stwierdzenie, jej ojciec zadziwiająco często chorował. Przynajmniej według Michelle było to bardzo często, Ferka za to miała teorię, że on właściwie cały czas jest chory i czasem mu się pogarsza. Ale rodzice nie chcieli się przyznać, żeby ich dziewczynki nie pływały zmartwione. Tak właśnie wyglądała rodzicielska miłość.

Karpica popłynęła do małego pokoiku, który nie zmienił się ani trochę odkąd opuściła domostwo. Lagroo nie znosił zmian, które mogłyby zakłócić jego chi. Ojciec leżał brzuchem do dołu na wodorostowym łóżku i miał zamknięte oczy. Cóż, nie zamknięte, nie w sensie rozumianym przez ludzi. Były po prostu przyćmione, nałożyła się na nie błona, która od strony śpiącej rybki niezwykle mocno rozmazywała świat dookoła, co pozwalało na spokojne spanie. Ruchu wody nie dało się jednak odgrodzić i moje nagłe wpłynięcie do pokoju obudziło śpiącego Lagroo.

– Och. To ty.

– To ja! – zaśmiałam się, rozkładając płetwy jakbym pokazywała siebie na jakimś show. – Widzę, że znowu leżysz w łóżku. Jak się czujesz?

– Bywało lepiej.

Ach ten tata. Nigdy nie był fanem rozmów, a teraz wyraźnie chciał mieć święty spokój, w końcu przerwałam mu sen. Ale wiedziałam, kto na pewno ucieszy się na mój widok i będzie miał masę rzeczy do opowiedzenia. Wparowałam niezapowiedziana do pokoju odgrodzonego glonami, gdzie na ziemi walały się oszlifowane kamyki, a pod sufitem wisiała masa narzędzi zawieszonych na sznurkach. Czerwona karpica przebywająca w środku podskoczyła i obróciła się gwałtownie, wyciągając przed siebie kamienne ostrze do rycia kształtów w kamieniu.

– Fercia!! – zawołała Miyona jeszcze głośniej od mamy i rzuciła mi się z uściskami na szyję. Oczywiście nie pozostałam dłużna.

<CDN>

4 września 2022

Jesienne Wyprzedaże

Jesienne Wyprzedaże

A cóż to? Pan z Inwentarza postanowił pozbyć się zalegających w magazynie śmieci i wystawił je na sprzedaż! Wszystko to jest dostępne dla karpi i może zostać kupione niemal od razu! Podobno te przedmioty nie pojawią się ponownie już przez długi czas... A może i nigdy.

Zasady

Poniżej znajduje się spis przedmiotów, które można kupić podczas Jesiennych Wyprzedaży wraz z opisami, w jaki sposób działają oraz ceną. Przedmioty te nie są i nigdy nie będą dostępne na stałe w głównym sklepie Inwentarza. Po wykupieniu przedmiot zostanie wykreślony z wydarzenia i nie jest już dostępny.

Wyprzedaże trwają do 20.10.2022.

Nagrody

Księga Kwalifikacyjna (0)

Pozwala na otrzymanie jednej dodatkowej kwalifikacji, niezależnie, jaką koi już posiada. Tyczy się to nawet czerwonych kwalifikacji.

Cena: 500 pereł


Lecznicze liście (1)

Wyleczą z każdej choroby bez potrzeby wizyty u ryby z kwalifikacją medyczną.

Cena: 160 pereł


Niemożliwe pierścienie (1)

Dzięki tym pierścieniom koi może po śmierci zostać przemienione w smoka nie posiadając wystarczającej ilości karmy.

Cena: 1200 pereł


Maski identyfikacji (0)

Ryba może zmienić jeden z punktów formularza (wygląd + zdjęcie, charakter, imię, płeć) bez potrzeby pisania opowiadania.

Cena: 450 pereł


Kryształy bogactwa (0)

Te kryształy pozwalają otrzymać jednorazowo bonus "+10 pereł co 50 słów" przy podsumowaniu.

Cena: 280 pereł


Rybacki haczyk (1)

Po napisaniu opowiadania na awans karp nie musi czekać na decyzję ławicy, tylko zostaje natychmiastowo awansowany.

Cena: 310 pereł

3 września 2022

Jesień w Koi Paradise

Rozpoczęła się jesień!

Wiecie, ta pora roku, gdzie liście robią się kolorowe, dojrzewają owoce, na polach pusto, a niektóre dzieci szykują swoje stroje na Halloween. A przynajmniej szykowały. Jesień jest bardzo pracowitym okresem, gdyż nasza ławica musi zebrać zapasy na całą zimę. Oczywiście nie jest to prostym zadaniem, dlatego nie tylko Zbieracze się tym obecnie zajmują. Teraz, gdy Koi Paradise przeszło małą renowację, mogę Was trochę zachęcić do pisania w mniej konwencjonalny sposób... Stosując bonusy sezonowe! :)

Bonusy jesienne:

  • Za każde opowiadanie min. 500 słów, w którym koi zbiera zapasy na zimę dla całej ławicy, te koi otrzymuje bonus 1 AP i 10 pereł. Jako zapasy liczą się: jedzenie, materiały medyczne, 
  • Za opowiadanie min. 1000 słów, w którym koi boryka się z jesiennymi zmianami (przymrozki, coraz niższe temperatury, opadające do wody liście, itp.), te koi otrzymuje bonus 2 AP i 30 pereł.
  • Za opowiadanie min. 5000 słów, w którym zostaną zawarte jesienne tematy, koi otrzyma osiągnięcie Kolorowe Listki (jesień 2022), 5 AP oraz 100 pereł.
Zmiany jesienne:
  • Rybom w ławicy grozi zarażenie się kaszlem listkowym. Objawia się pojawieniem gęstego płynu na skrzelach utrudniającego oddychanie. Chora ryba musi zgłosić się do kogoś z kwalifikacją medyczną, inaczej grozi jej śmierć.
  • Temperatury stają się coraz niższe, a tafla Zbiornika zasypywana jest liśćmi od strony brzegów.
  • Drapieżniki polują coraz bardziej zaciekle, należy uważać na taflę Zbiornika!!

1 września 2022

Podsumowanie sierpnia

Witajcie, moje najukochańsze duszyczki!

Skończył nam się sierpień, najbardziej leniwy z dotychczasowych miesięcy. Ale był ku temu powód: zrobiliśmy sobie małe wolne, w sierpniu nie było obowiązku napisania opowiadania (zostało to ustalone na Discordzie, dlatego warto tam być lub chociaż odzywać się na czacie, żebym wiedziała, że tam również Was informować), a te rybki, które napisały w sierpniu, z kolei nie mają obowiązku pisać we wrześniu. Prawdopodobnie będziemy sobie robić takie wolne kiedy tylko zauważę bardzo małą aktywność wśród użytkowników, by nikt się nie stresował, że ma miesiąc do zaliczenia. Tak, może się to skończyć tym, że zasady zaliczania miesięcy zostaną zmienione, ale to zostanie stwierdzone po dłuższym czasie.

Nowości

Nie wydarzyło się na Koi dużo, aczkolwiek zostały zmienione zasady nieobecności (wcale nie dlatego, że sama alfa ich nie brała pod uwagę). Od teraz nieobecność można brać ciągle, dalej do max. 3 miesięcy, ale jeżeli ktoś odzywa się tylko po to, by zgłosić nieobecność, a poza tym nie uczestniczy w życiu ławicy, zostaje on wyrzucony bez możliwości powrotu.
Zostały też dodane informacje, kiedy zostaje odebrany punkt karmy oraz kiedy można zgłosić nieobecność.

Ilość słów

  1. Leon wylądował na pierwszym miejscu, napisawszy 642 słów w jednym opowiadaniu.
  2. Feliks drugi, mając na koncie równo 200 słów w jednym opowiadaniu.

Bonusy

Mistrzem miesiąca został Feliks, otrzymując 2 z 3 głosów. Potrzebuję znaleźć jakąś dobrą stronę na głosowania... Dodatkowy bonus za bycie administracją otrzymują Akahita i Akhifer i wcale nie piszę tego po to, by mieć spis wszystkich nagród w jednym miejscu.

Nieobecności

  1. Tenebrae na częściowej nieobecności, aczkolwiek jeżeli we wrześniu nic nie napisze, otrzyma pierwsze upomnienie.


Tak jak napisałam u góry, sierpień był miesiącem wolnym od opowiadań i myślę, że wszystkim przydała się ta przerwa. Dlatego liczę, że we wrześniu pojawi się chociaż po jednym opowiadanku od każdego, kto wciąż jest zobowiązany do pisania. Życzę Wam wszystkim duuuuużo weny!

~ Akhifer