Drzwi do pomieszczenia otworzy艂y si臋, wpuszczaj膮c do 艣rodka ostre 艣wiat艂o dnia i jedn膮 popielat膮 ryb臋.
— Mog艂aby艣 je przymkn膮膰? — mrukn臋艂a medyczka, gdy brzask poranka chlusn膮艂 j膮 z ca艂膮 moc膮 w twarz. Zaraz potem wzgl臋dny spok贸j w pokoju przerwa艂o g艂o艣ne trza艣ni臋cie, kt贸re zdaniem Romelle mog艂o postawi膰 na nogi co najmniej po艂ow臋 Zbiornika. — Dzi臋kuj臋.
Odwr贸ci艂a si臋 ty艂em do starszej samicy, wracaj膮c do grzebania w szafie. Mo偶e nie by艂o to zbyt uprzejme z jej strony, ale naprawd臋 nie mia艂a ani czasu, ani ochoty na rozmow臋 z ni膮. W zasadzie w og贸le nie spodziewa艂a si臋, 偶e Miriama mo偶e j膮 odwiedzi膰, nie czyni艂a tego cz臋sto, w艂a艣ciwie prawie zawsze to Roma p艂yn臋艂a do swojego starego domu, gdy przychodzi艂 czas na ocieplenie rodzinnych stosunk贸w, dlatego domy艣la艂a si臋, jaki by艂 pow贸d jej wizyty i ani troch臋 jej si臋 to nie podoba艂o.
— Mam dzi艣 sporo do zrobienia wi臋c je艣li to nic pilnego, by艂abym wdzi臋czna gdyby艣 wysz艂a. Mo偶emy um贸wi膰 si臋 za tydzie艅 albo...
— Romelle. — Karpica w ko艅cu na ni膮 spojrza艂a. Starsza bardzo rzadko zwraca艂a si臋 do niej pe艂nym imieniem, nie 艣wiadczy艂o to dobrze o jej samopoczuciu i przewa偶nie by艂o zapowiedzi膮 srogiej nagany. G艂os ryby by艂 powa偶ny i karc膮cy, s艂ysz膮c go br膮zowooka znowu poczu艂a si臋 jak ma艂y narybek, kul膮cy si臋 na sam膮 my艣l o jego brzmieniu. To uczucie jednak szybko znikn臋艂o, gdy tylko ich spojrzenia si臋 spotka艂y i m艂odsza zobaczy艂a w czekoladowych oczach matki smutek ukryty pod mask膮 stanowczo艣ci. — Rany, rzeczywi艣cie strasznie wygl膮dasz.
— Dzi臋ki — prychn臋艂a medyczka, si臋gaj膮c p艂etw膮 po pud艂o z maskami.
— Dlaczego mi nie powiedzia艂a艣? — Spyta艂a z wyrzutem Miriama, jednocze艣nie odbieraj膮c od Romy jedn膮 z masek. — Wiesz, jak si臋 poczu艂am, gdy dowiedzia艂am si臋 o tym dopiero od Fern?
— Fern to rzeczywi艣cie dobre 藕r贸d艂o wiedzy — u艣miechn臋艂a si臋 gorzko na wspomnienie t臋giej samicy i jej niewyparzonego j臋zyka. — Pami臋tasz, jak twierdzi艂a, 偶e tacie przez przypadek amputowano ogon? O! Albo gdy naopowiada艂a swoim kole偶ankom, 偶e Jitong wytatuowa艂 sobie imi臋 jej c贸rki na boku? Jedno trzeba przyzna膰, robi post臋py skoro powiedzia艂a to te偶 tobie.
Karpica wyra藕nie si臋 zmiesza艂a.
— W艂a艣ciwie us艂ysza艂am to przez przypadek... — Romelle pos艂a艂a jej wymowne spojrzenie. — Ale mia艂a racj臋! — Zreflektowa艂a si臋 popielata. — Nie rozumiem, jak mo偶esz podchodzi膰 do tego tak spokojnie. Masz trzy tygodnie na wyleczenie si臋, a ty zdajesz si臋 w og贸le tym nie przejmowa膰, w ko艅cu mo偶e by膰 za p贸藕no i... I...
— Umr臋? — zapyta艂a z kamienn膮 min膮, czego natychmiast po偶a艂owa艂a, widz膮c jak samica zamiera w bezruchu. — W艂a艣nie dlatego Ci nie m贸wi艂am. Za bardzo to prze偶ywasz.
— To 藕le, 偶e si臋 o ciebie martwi臋?
Nie 藕le, raczej 艣miesznie — pomy艣la艂a zgorzkniale m艂odsza. Co艣 w 艣rodku podpowiada艂o jej, 偶e mo偶e powinna by膰 bardziej wyrozumia艂a w stosunku do matki, tym bardziej, znaj膮c pow贸d, dla kt贸rego samo wspomnienie kaszlu listkowego, nawet bez wymieniania jego nazwy, sprawia艂o, 偶e ta mentalnie blad艂a, ale z drugiej strony nie mog艂a pozby膰 si臋 my艣li, 偶e spo艣r贸d wszystkich strapie艅, kt贸re kiedykolwiek gn臋bi艂y j膮 lub jej braci, dopiero ta choroba aktywowa艂a w niej tak absurdalne pok艂ady instynktu macierzy艅skiego.
— Mamo, to nie jest nieuleczalne, a ja nie jestem ju偶 dzieckiem — zacz臋艂a delikatnie — Wbrew temu, co my艣lisz, potrafi臋 o siebie zadba膰 i nie potrzebuj臋 do tego twojej pomocy. Je艣li to ci臋 jednak jako艣 pocieszy, wiedz, 偶e napar i zwolnienie z pracy mam ju偶 gotowe. Teraz wystarczy tylko znale藕膰 pijawk臋 i po sprawie, a tak si臋 sk艂ada, 偶e w艂a艣nie si臋 po ni膮 wybiera艂am, gdy tu nagle kto艣 mi przeszkodzi艂.
Mimika ryby lekko si臋 rozpogodzi艂a, s艂owa przynios艂y zamierzony efekt.
— W takim razie pop艂yn臋 z tob膮 — rzuci艂a ciep艂o, sprawiaj膮c, 偶e z pyszczka Romy znik艂, przybrany na potrzeb臋 jej wcze艣niejszej wypowiedzi, przyjazny wyraz.
— To nie b臋dzie konieczne — zapewni艂a pospiesznie — pewnie te偶 masz swoje zadania, a nawet je艣li nie, zbieranie tych ma艂ych krwiopijc贸w nie jest zbyt przyjemne. Niekt贸re gatunki potrafi膮 nie藕le pogry藕膰, raczej by Ci si臋 to nie spodoba艂o.
— Sk膮d wiesz? Jeszcze stwierdz臋, 偶e to ca艂kiem przyjemne.
— Dop贸ki odkleisz je od siebie zanim przyczepi膮 si臋 na dobre i zaczn膮 zjada膰 ci臋 偶ywcem.
Karpica machn臋艂a lekcewa偶膮co p艂etw膮.
— To samo mo偶na powiedzie膰 o dzieciach.
Romelle pos艂a艂a samicy ostatnie cierpi臋tnicze spojrzenie, po czym wsadzi艂a do swojej torby dodatkow膮 porcj臋 preparatu na pijawki.
Koi p艂yn臋艂y w milczeniu. Odk膮d opu艣ci艂y mieszkanie medyczki, 偶adna z nich nie odezwa艂a si臋 ani s艂owem. Romie to rozwi膮zanie wcale nie przeszkadza艂o, nie uwa偶a艂a ciszy za co艣 z艂ego, czego trzeba si臋 pozby膰 zanim zrobi si臋 niezr臋cznie, bardziej niepokoi艂 j膮 jej stan. Uparcie twierdzi艂a, 偶e nic jej nie jest i tak by艂o dop贸ki przebywa艂a w zamkni臋tym pomieszczeniu. Wbrew powszechnemu my艣leniu, to w艂a艣nie pod otwart膮 tafl膮 Zbiornika, choroba najbardziej dawa艂a jej si臋 we znaki. Pobierany przez ni膮 wsp贸lnie z wod膮 tlen, chc膮c dotrze膰 do skrzeli napotyka艂 op贸r w postaci zalegaj膮cego w nich p艂ynu. Czasami ko艅czy艂o si臋 na kaszlu, innym razem samica traci艂a dech na wystarczaj膮cy okres czasu, 偶eby kogo艣 zaniepokoi膰, a za kr贸tki by wyrz膮dzi膰 jej bardziej znacz膮c膮 krzywd臋. Towarzyszy艂 jej przy tym nieprzyjemny b贸l, kt贸ry pocz膮tkowo prawie niewyczuwalny, z ka偶dym nast臋pnym dniem zyskiwa艂 na intensywno艣ci.
R贸wnie偶 Miriama musia艂a zauwa偶y膰 pewn膮 zmian臋 w jej zachowaniu, poniewa偶 gdy zwr贸ci艂a si臋 w jej stron臋, zobaczy艂a, 偶e ten wyj膮tkowy, jak na samic臋, przyp艂yw dobrego humoru, kt贸ry mog艂a zaobserwowa膰 w jej wcze艣niejszej postawie, ju偶 prysn膮艂. Popielata patrzy艂a na ni膮 niepewnie z wyra藕nym wahaniem. Par臋 razy otworzy艂a pyszczek jakby chcia艂a co艣 powiedzie膰, ale ostatecznie nie wydoby艂 si臋 z niego 偶aden d藕wi臋k. Br膮zowooka postanowi艂a wi臋c wyr臋czy膰 j膮 i przy okazji podj膮膰 wybrany przez siebie, przyjemniejszy temat, jednak w tym samym momencie zakr臋ci艂o jej si臋 w g艂owie, a jedynym odg艂osem, kt贸ry z siebie wyda艂a, by艂 艣wiszcz膮cy charkot, nieuk艂adaj膮cy si臋 w 偶aden sensowny wyraz. Oczy zasz艂y jej mg艂膮, a oddech sta艂 si臋 p艂ytki i nier贸wnomierny. /Znowu si臋 zacz臋艂o/. Przesta艂a zwraca膰 uwag臋 na to, co dzia艂o si臋 dooko艂a, nie obchodzi艂o jej czy nadal p艂ynie, ani co pomy艣li sobie o tym starsza. Musia艂a si臋 przede wszystkim uspokoi膰, stres jedynie pogarsza艂 sytuacj臋, kt贸ra i bez niego by艂a beznadziejna. Wiedzia艂a to, jednak jak mog艂a si臋 do tego zastosowa膰, gdy z ka偶dym najmniejszym ruchem skrzela pali艂y j膮 偶ywym ogniem? W tym ca艂ym amoku niezarejestrowa艂a nawet momentu, w kt贸rym d艂ugie p艂etwy matki oplot艂y j膮 i mocno chwyci艂y. Dopiero teraz zda艂a sobie spraw臋 z tego, 偶e ca艂a dygocze.
— Ju偶 dobrze — wyszepta艂a popielata, gdy oddech ryby si臋 unormowa艂. Nie pu艣ci艂a jej te偶 dop贸ki br膮zowooka nie chwyci艂a j膮 za p艂etwy, delikatnie je od siebie odsuwaj膮c. — Wracaj do domu, za艂atwi臋 Ci kogo艣 do opieki i sama pop艂yn臋 po te pijawki.
— Nie trzeba — zaprzeczy艂a stanowczo medyczka. Wizja tego, 偶e kto艣 mia艂by po艣wi臋ca膰 sw贸j czas na pilnowanie, czy nie ud艂awi si臋 wod膮 we w艂asnym 艂贸偶ku, wydawa艂a si臋 jej niepowa偶na. Nie by艂a wcale w a偶 tak z艂ym stanie. — To nic takiego. Nadal mam ogon i wszystkie inne narz膮dy na miejscu, dam rad臋 p艂yn膮膰 dalej.
— To nie wygl膮da艂o na "nic takiego" — odpar艂a powa偶nie popielata.
— Takie rzeczy si臋 zdarzaj膮, troch臋 nastraszy, poboli i przejdzie.
Twarz samicy st臋偶a艂a.
— Boli? — Koi zapragn臋艂a strzeli膰 sobie w g艂ow臋. — Romelle, ile to trwa?
Karpica nie potrafi膮c nic na to poradzi膰, speszy艂a si臋, a pokryte mu艂em dno nagle wyda艂o jej si臋 nader fascynuj膮ce.
— Dwa tygodnie — odchrz膮kn臋艂a, karc膮c si臋 w my艣lach za to, jak krucho brzmia艂 jej g艂os.
Nie widzia艂a reakcji Miriamy, nie chcia艂a jej pozna膰. Czu艂a si臋 g艂upio, nie ze wzgl臋du na to, co powiedzia艂a, a przez reakcje jej organizmu na my艣l o ch艂odnym rozczarowaniu, kt贸re oczami duszy ju偶 widzia艂a wymalowane na pyszczku matki. Roma nie patrzy艂a na ni膮, dlatego nie by艂a w stanie zobaczy膰, jak bardzo si臋 myli艂a. Ryba nie posy艂a艂a jej gniewnych spojrze艅, nie razi艂a te偶 dobrze znan膮 c贸rce ozi臋b艂o艣ci膮, a gdy otworzy艂a usta, sylaby, kt贸re si臋 z nich wydobywa艂y, u艂o偶y艂y si臋 w tylko jedno kr贸tkie pytanie.
— Dlaczego?
— Nie wiem — odpowiedzia艂a szczerze, zaskoczona czu艂o艣ci膮, towarzysz膮c膮 temu s艂owu. — Mo偶e masz racj臋, nie bra艂am tego tak powa偶nie, jak powinnam... To g艂upie, ale czasami my艣la艂am nawet, 偶e mnie to nie dotyczy, nie mo偶e, przecie偶 jestem lekarzem, nie powinnam chorowa膰, od tego mam ca艂膮 reszt臋 Zbiornika — za艣mia艂a si臋 cierpko. — Powtarza艂am sobie to nawet gdy pojawi艂y si臋 pierwsze objawy i trzyma艂am si臋 tej my艣li dop贸ki nie zacz臋艂o bole膰. Potem naprawd臋 chcia艂am si臋 tego pozby膰, ale z dnia na dzie艅 pojawia艂o si臋 coraz wi臋cej chorych i nie chcia艂am zostawia膰 szpitala, obawiaj膮c, 偶e pod moj膮 nieobecno艣膰 mo偶e doj艣膰 do czego艣 znacznie gorszego ni偶 drobne trudno艣ci z oddychaniem jednej doros艂ej karpicy. Poza tym jeszcze kiedy nie wys艂a艂am zwolnienia, liczy艂am na dostaw臋 potrzebnych lekarstw, ale widocznie troch臋 si臋 przeliczy艂am je艣li s膮dzi艂am, 偶e przyb臋d膮, zanim prawie wszystkie chore na ten kaszel ryby zaczn膮 w膮cha膰 algi od spodu.
Miriama nie skomentowa艂a w 偶aden spos贸b wypowiedzi c贸rki, chocia偶 ostatnie zdanie wyra藕nie j膮 poruszy艂o. Potrzebowa艂a kosmicznych nak艂ad贸w silnej woli, by nie powiedzie膰 tego, co pcha艂o si臋 jej na j臋zyk. Zamiast tego wkr贸tce powiedzia艂a co艣 innego, mniej pretensjonalnego, ale r贸wnie daj膮cego do my艣lenia.
— Zbieranie materia艂贸w na lekarstwa, dbanie o wyposa偶enie szpitala, latanie za pijawkami... to nie powinno by膰 zadanie lekarza, zw艂aszcza chorego. — Nie zerka艂a ju偶 w jej stron臋, a mimo to Romelle czu艂a, 偶e s艂owa te przeszywaj膮 j膮 mocniej ni偶 jakiekolwiek, nawet najbardziej surowe spojrzenie jej ch艂odnych oczu. Mo偶e spowodowa艂 to nieodgadniony ton g艂osu starszej, a mo偶e fakt, 偶e Roma w g艂臋bi duszy nie mog艂a si臋 z ni膮 nie zgodzi膰.
Same te czynno艣ci nie sprawia艂y jej k艂opot贸w w porach letnich, lubi艂a sprowadza膰 potrzebne medykamenty na w艂asn膮 p艂etw臋 mi臋dzy innymi dla pewno艣ci, 偶e b臋d膮 dobrej jako艣ci, podoba艂o jej si臋 poczucie odpowiedzialno艣ci za stan zdrowia 艂awicy, w lecznicy czu艂a si臋 jak kozica w g贸rach (偶eby nie powiedzie膰 ryba w wodzie), a sprawdzanie magazyn贸w potrafi艂o sprawia膰 jej przyjemno艣膰. Gorzej sprawy przedstawia艂y si臋 jesieni膮 i zim膮, gdy cudem stawa艂o si臋 zobaczenie mieszka艅ca, kt贸ry nie kas艂a艂by na prawo i lewo. Nat艂ok pracy stawa艂 si臋 za du偶y dla dw贸ch lekarzy, z czego jeden z nich wydawa艂 si臋 by膰 na wiecznym L4, a dzia艂ania w艂adzy nie specjalnie im sprzyja艂y. Dostawy cz臋sto si臋 sp贸藕nia艂y, czasami zdarza艂o si臋, 偶e by艂y niekompletne, kontrole budynk贸w szpitali zdaniem Romelle odbywa艂y si臋 za rzadko, dodatkowo dochodzi艂a kwestia kontrowersyjnych pomys艂贸w nowej alfy, kt贸re po wej艣ciu w 偶ycie mog艂yby sporo namiesza膰.
Posta膰 Vivierith og贸lnie budzi艂a niema艂e napi臋cie. Osobi艣cie medyczk臋 szczerze zdziwi艂o to jak nagle i z jak膮 prostot膮 by艂a dow贸dczyni przekaza艂a fioletowej swoj膮 posad臋. Nie by艂o 偶adnej wi臋kszej rady, prawdziwie oficjalnego mianowania na oczach wszystkich cz艂onk贸w 艂awicy, w艂a艣ciwie nikogo nie interesowa艂o to, co maj膮 do powiedzenia w tej kwestii zwykli obywatele. Samicy wi臋c wcale nie zaskoczy艂o oburzenie i zam臋t, kt贸ry wybuch艂 po og艂oszeniu tej wiadomo艣ci. Co艣 by艂o nie w porz膮dku, nowa alfa by艂a... no c贸偶, wystarczy艂o wyj艣膰 na ulice, by zobaczy膰, 偶e w przypadku niekt贸rych warstw spo艂ecznych nie zaskarbi艂a sobie zbytniej sympatii.
— Hej, nie 艣pij! — Jakby z oddali us艂ysza艂a g艂os Miriamy, dobijaj膮cy si臋 do jej 艣wiadomo艣ci. Gdy zwr贸ci艂a si臋 w jej stron臋 zobaczy艂a, 偶e koi unosi si臋 w abstrakcyjnie du偶ej odleg艂o艣ci od hojnie pokrytego mu艂em dna. Nie wydawa艂a si臋 zbytnio przej臋ta tym, 偶e br膮zowooka zamiast co艣 jej odpowiedzie膰 wola艂a wda膰 si臋 w dyskusje mi臋dzy sob膮, a swoimi wszystkimi mniejszymi wersjami na temat sytuacji politycznej w Zbiorniku. Dobrze zna艂a t臋 cech臋 karpicy i ca艂kowicie j膮 tolerowa艂a, albo doskonale udawa艂a, 偶e to robi.
Romelle nie potrafi艂a wstrzyma膰 parskni臋cia na widok zniesmaczonej miny samicy, trzymaj膮cej jedn膮 z pijawek w maksymalnie wyprostowanej i oddalonej od pyszczka p艂etwie.
— To nie ta — powiedzia艂a tylko, podp艂ywaj膮c do matki, pr贸buj膮cej oderwa膰 w tym czasie pijawk臋, kt贸ra Ryuu wie jakim cudem zdo艂a艂a przyczepi膰 si臋 jej do b艂ony.
W ko艅cu si臋 uda艂o. Raz omal nie uderzy艂a pewnego samca, wymachuj膮c we wszystkie strony p艂etwami, natomiast inny rybek ledwo unikn膮艂 dostania pier艣cienic膮 w twarz, kiedy ta odczepi艂a si臋 od popielatej. Ostatecznie jednak operacja zako艅czy艂a si臋 sukcesem bez strat w karpiach. Same poszukiwania r贸wnie偶 posz艂y wyj膮tkowo sprawnie, Romelle wyt艂umaczy艂a dok艂adniej jaki gatunek pijawek jest im potrzebny i ju偶 po kilku minutach trzyma艂a w p艂etwach dwa dorodne osobniki.
Nast臋pnie Miriama sama zadba艂a o to, by koi je zastosowa艂a i po艣wi臋ci艂a wolny czas na odpoczynek. Przez dalsze par臋 dni samica cz臋sto j膮 odwiedza艂a, a z ka偶d膮 kolejn膮 wizyt膮 wygl膮da艂a na coraz bardziej zadowolon膮 z efekt贸w.
— No i prosz臋, w ko艅cu przestajesz wygl膮da膰 jak utopiec — stwierdzi艂a pewnego wieczora, lustruj膮c j膮 badawczo wzrokiem.
— Widzisz? A ile razy ju偶 Ci m贸wi艂am, 偶e nie umr臋 na co艣, co nazywa si臋 "kaszel listkowy". Wyobra偶asz sobie jakby to w og贸le wygl膮da艂o?
Karpica zamar艂a na moment, jednak ju偶 wkr贸tce rozlu藕ni艂a si臋 pod dobitnym spojrzeniem c贸rki.
— Dobra, dobra, jakby艣 nagle zmieni艂a plany b臋d臋 pami臋ta膰 偶eby spyta膰 kogo艣 o zmian臋.
Romelle wiedz膮c jak wiele musi j膮 kosztowa膰 utrzymanie takiej postawy nie mog艂a powstrzyma膰 u艣miechu.
— 艢wietnie, je艣li si臋 uda prze艣lij mu ode mnie kosz owoc贸w.
— Nie ma sprawy.
Przez d艂u偶sz膮 chwil臋 jedynie patrzy艂y na siebie, nic nie m贸wi膮c. Koi nie by艂a przyzwyczajona do tej drugiej strony matki i cho膰 normalnie pewnie stwierdzi艂aby, 偶e to dziwne, teraz jednak czu艂a, 偶e w ko艅cu wszystko jest na swoim miejscu. W normalnym 艣wiecie mi臋dzy nimi sta艂 mur z艂o偶ony z niewypowiedzianych s艂贸w i niewyja艣nionego 偶alu, kt贸ry sprawia艂, 偶e czasami wr臋cz nie potrafi艂y znie艣膰 swojego towarzystwa. Problem stanowi艂o to, 偶e by艂y do siebie zbyt podobne i cho膰 obie zdawa艂y sobie spraw臋 z tego w jak skomplikowane tony wesz艂a ich relacja, cz臋艣ciowo zna艂y nawet przyczyn臋 tego zjawiska, to 偶adna z nich nie potrafi艂a tego zako艅czy膰. Udawanie by艂o 艂atwiejsze.
Romelle nie wiedzia艂a czy “teraz” by艂o prawdziwe, ale na pewno by艂o w艂a艣ciwe. Takie jakie powinno by膰.
<Koniec>