31 grudnia 2021

Od Akhifer - "Podczas tamtych sezonów jest słońce" cz.2

– Znowu nie spałaś? Wykończysz się. 

– A daj mi spokój. Widziałeś? Udało mi się opanować bunt. To duży sukces, patrząc na naszą obecną sytuację. Nie kojarzę tak złej zimy. 

– Po prostu nie żyjesz tak długo, by pamiętać. Spójrz. Widzisz? Koi pływają w mroku. Jest tak ciemno, że ledwo cokolwiek widać, a jest już południe. Przynajmniej tak mi się wydaje, twój małż się w pełni otworzył. 

– Faktycznie. Jest taki śliski i obrzydliwy. Tak właściwie pod tą skorupą jest tylko surowe mięso, co nie? One nie mają skóry ani ości. 

– Nie. Są mięczakami, choć z tego, co słyszałem od naszych kolegów ze Słonej Przestrzeni, nawet mięczaki potrafią być niebezpieczne. 

– Słona Przestrzeń się z tobą skontaktowała? 

– No. Było to tuż przed tym, jak Zbiornik zamarzł na stałe. 

– Dlaczego mi nie powiedziałeś? 

– Byłaś zajęta segregowaniem zapasów. 

– A. No tak. 

– Podobno prądy w Słonej Przestrzeni się zmieniają. Robi się zimniej, niektóre części ich rafy koralowej zaczęły obumierać i stworzenia stamtąd szukają nowego schronienia. Dla nich to oznacza większą ilość drapieżników. 

– Są w niebezpieczeństwie. 

– Dokładnie tak. 

– Napisali, jak szybko postępują zmiany? 

– Na razie nie tak szybko, by nie mogli się przygotować. Ale podejrzewają, że wkrótce się to zmieni i jedyną nadzieją dla nich będzie ucieczka. Wtedy stracimy z nimi kontakt. 

– Niech to sum... 

– Też tak myślę. 

– Będziemy musieli poczekać do wiosny, żeby dowiedzieć się więcej. To za długo. Martwię się. 

– Ta, nie tylko ty. Hej, zobacz! Koi zapaliły światła. Te świecące glony na patyku to jednak dobra rzecz. 

– Ludzie tak nagrzebali w Zbiorniku, że chyba przez setki lat to się nie wyleczy. 

– Ale czy musi? Daj spokój, Akhifer, tak jak jest jest całkiem dobrze. 

– Po prostu modlę się do Pierwotnego, żeby te zmiany nie przeszły na naturalną faunę tego miejsca i nie stały się naszym wrogiem. 

– Już przechodzą, ale to trochę zajmie, zanim staną się dla nas niebezpieczne, wiesz? 

– Niby tak... No dobra, dzięki za rozmowę, ale muszę już wracać do swoich obowiązków. 

– Jasne. Do zobaczenia, Akhifer. 

– Do następnego, Lyndi. 

<CDN>

Od Irysahyty - "Gość w dom, Ryuu w dom" cz.1

– A co ja jestem, hotelarz, żeby pokoje rozdawać? – Irek z poirytowaniem machnął płetwą. Nie lubił, kiedy ktoś nachodził go w jego przytulnej norce, budził w środku nocy i domagał się jakichś pokoi dla swojego braciszka, któremu zawaliło dom. Może i w normalnych warunkach przyjąłby biednego osobnika z otwartymi płetwami, ale na siedemnaście karpi dużych i małych, nie jeśli przychodzą po ciemku i wybudzają go z zasłużonego snu! Zresztą bądźmy szczerzy, komu by się podobało takie nocne nachodzenie? No chyba nikomu.

– Irek, proszę! – Koralowo różowa samica mówiła już załamanym głosem. Pewnie gdyby nie było tu wszędzie wody, po jej policzkach spływałyby smutne łzy. – Mordick nie ma gdzie się podziać, mój mąż go nie wpuści, a nikogo poza tobą tak blisko nie znam. Musisz mi pomóc!

Pasiasty koi spojrzał na dryfującego za karpicą karpia. Jego kolory nie były dobrze widoczne o tej porze doby, szczególnie że lód odgradzał więcej światła, ale koleś miał raczej jasną karnację, może nawet białą, patrząc na to, jak się świecił na tle zupełnego mroku. I miał też jakieś ciemniejsze plamki, ale takie nakrapiane, jakby ktoś go popryskał albo się pokłuł wśród cierni. Płetwy grzbietowej w połowie nie było, pozostały tylko strzępki, jakby kiedyś Mordick padł ofiarą ataku drapieżnika i uszedł z życiem, tracąc przy okazji coś tak ważnego. Brak płetwy powodował, że karp kiwał się nieco na boki, ale poza tym miał dość dobrą równowagę. Wzrok spuszczony w dół, żeby nie musieć wdawać się w tą dyskusję, jednak postura kazała trzymać się na dystans i okazywać szacunek. Tylko że o tej godzinie nikt na szacunek nie zasługuje.

– No niech wam będzie, do stu tysięcy sardynek. Niech wpływa.

<CDN>

Od Nirimi - "Niebo płonie ogniem barw, czyli Sylwester!"

Woda w Zbiorniku rozświetlona była ciepłymi barwami zachodzącego słońca. Nirimi z uśmiechem na pyszczku przyglądała się złotym smugom. Dzisiejszy dzień minął jej zwyczajnie i spokojnie. Woda wokół niej miała dość niską temperaturę, jednak jej to nie przeszkadzało. Noc zapadała na świcie ostatnio niezwykle szybko, więc ogniste wodne smugi zaczęły powoli znikać. Karpie wokół niej mówiły sobie dobranoc i szły spać. Nirimi jednak czuła, że coś się wydarzy. I nie myliła się. Usłyszała głośny huk a niebo rozbłysło jasnym zielonym światłem. Ogniki o barwie trawy ułożyły się we wzór pięknej palmy, która rozbłysła na niebie, po czym spadła i zniknęła w mroku. Młoda koi podpłynęła jak najbliżej zmrożonej tafli wodnej, czekała na następne światła. Tym razem była to jasno-fioletowa i złota palma, dość mała, za to kolorowa. Następne rozbłysły razem zielona i czerwona. Błękitny, płomienny wzór, który pojawił się chwilę potem jak dwa poprzednie zgasły by gigantyczny i przepiękny. Potem na raz pojawiły się palmy we wszystkich kolorach. Rozświetlały niebo tworząc piękne wzory i kaskady iskier, spadających ku ziemi.  Teraz na sklepieniu miały swoje miejsce wysokie białe i różowe słupy pojedynczych, za to jasnych i długich snopów iskier. I ona jednak opadły ku ziemi. Nirimi czekała. Czekała aż pojawią się kolejne kolorowe ognie. Pragnęła by niebo płonęło. Nie wydarzyło się jednak nic. Karpica zawiedziona już miała wrócić do domu. Gdy usłyszała najgłośniejszy huk ze wszystkich. Jej wzrok znów powędrował na niebo, a pyszczek otworzył się ze zdziwienia. W górze, były złote, gigantyczne snopy światła. Nad nimi górowały trzy fajerwerki połączone w jedno. Wszystkie złote, pomarańczowe, czerwone, fioletowe i lawendowe. Błyszczały jasnym światłem i oświetlały wszystko wokół. Na jej oczach niebo płonęło ogniem barw i kolorów. Mimo że pozostały na niebie dość długo i one opadły ku dołu. Koi wiedziała, że to był finał. Słyszała głośne okrzyki radości ludzi, którzy otaczali Zbiornik. Czuła się szczęśliwa i spełniona. Oczywiście nie wiedziała, dlaczego ludzie stworzyli te kolorowe światła jednak czuła, że ich obecność to powód do świętowania i radości.

<Koniec>

Od Nirimi - "A gdyby tak... nie istnieć?" (wyzwanie)

Dla Nirimi był to kolejny zwykły dzień. Obudziła się, coś przekąsiła i trochę się pouczyła. Teraz właśnie skończyła czytać tekst o ziołach leczniczych, zadany jej przez nauczyciela ze szkoły. Ziewnęła wypuszczając parę bąbelków z pyszczka i wyjrzała z domku. Jakoś nie zbyt chciało jej się wychodzić, ale, coś jej mówiło, że powinna to zrobić.  No, nie można powiedzieć, że wyszło jej to na dobre. Bo gdy tylko jej tylna płetwa opuściła bezpieczne schronienie świat, który widziała zamigotał i... znów widziała wszystko normalnie. Zaskoczona rozejrzała się. No nie wszystko było już normalnie, tak jak wcześniej. Ale co to było. Wtedy jej wzrok padł na koi, która płynęła prosto na nią. No, nie ślepa jest czy co? Nirimi tak bardzo skupiła się na tym by zrozumieć, dlaczego owa osobniczka płynie prosto na nią, że zapomniała, że ona przecież cały czas tu stoi a zaraz może skończyć się to wypadkiem. Dotarło to do niej na sekundę przed zderzeniem, które o dziwo nie nastąpiło. Druga koi zwyczajnie przez nią przeniknęła i popruła dalej. Nirimi otworzyła szeroko pyszczek i musiała wyglądać dość głupio. Jej umysł cały czas nie potrafił poradzić sobie z tym co to znaczy. W końcu do niej dotarło. Jest niewidzialna i przenikalna. Jak duch... Ale, duchem staje się ktoś kto zakończy swój żywot a ona, cóż cieszy się zdrowiem i młodym wiekiem. Nie, to nie to. A może, w jakiś sposób, jej dusza została odłączona od ciała? Tylko gdzie jest jej ciało? Nikt nie wygląda na jakoś bardzo smutnego, a wtedy wyglądała by na kogoś kto umarł... 

-Na to nie ma logicznego wytłumaczenia!!!- ryknęła nagle, wymawiając ostanie zdanie swojego wewnętrznego monologu na głos. Serce podeszło jej do gardła. Nikt nawet się nie odwrócił, nie spojrzał, machnął płetwą. Wszyscy zachowywali się jak zwykle. Jakby jej tu nie było, jakby nigdy nie istniała. Łzy napłynęły jen do bystrych ślepi jednak otarła je szybkim ruchem płetwy. Nie może się tu mazać jak jakieś dziecko! Co prawda sama nim była i nikt jej teraz nie widzi więc co za różnica, ale, Nirimi zawsze stara się przestrzegać ustanowionych przez nią lub przez kogoś innego zasad a jednak z JEJ zasad brzmi- Zero płaczu. Tak więc uznała, że nie ma się co mazać- musi znaleźć jakieś rozwiązanie, jak powrócić do świata żywych. Poczuła w sobie nową determinację i chęć do działania. Zapłonęło to w niej jak nowy płomień, który wzniecał żar jej serca. Następny widok jednak w sekundę zgasił tę iskrę. Przed nią nauczyciel (ten sam która zadał jej tekst o ziołach) rozmawiał z uczennica w jej wieku. I nie było by w tym nic dziwnego, gdyby nie to ze ona zachowywała się i mówiła zupełnie jak Nirimi! Wyglądem odbiegała od niej lekko, ponieważ plamy na jej ciele miały kolor jasnego błękitu dziennego nieba, a nie mrok nocnego sklepienia. Czarno-biała koi zrozumiała, że jej czas już minął. Ktoś inny zajął jej miejsce na świecie. Nie była już potrzebna. Nie istniała. Tylko dlaczego? Co zrobiła, że zakończyła swe istnienie w tak marny sposób? Przecież chyba zachowywała się dobrze na tym świecie prawda? Karpica popadała w coraz większą histerię. Łzy płynęły z jej oczy całymi potokami. Już nic się nie liczyło. Jej iskra zgasła i już nigdy ponownie nie zapłonie. Przestała istnieć a jej miejsce zastąpił ktoś inny. Ważniejszy. Lepszy. Koi czuła jak z każdym oddechem traci chęć życia. Ale nie, nie mogła umrzeć. Bo już umarła.

<Koniec>

28 grudnia 2021

Od Nirimi - "Świecące poszukiwania" cz.1

Nirimi spokojnie wypłynęła ze swojego domku. Były godziny wczesne, jasna kula słońca jeszcze nie całkiem oświetlała taflę wodę nad nią. Karpica zachwycona przez chwilę obserwowała skałę przed nią w której odbijały się promienie zimowego słońca. Czuła jak zimna woda wokół niej jest lekko za zimna, postanowiła więc płynąć dalej by trochę się rozruszać. Machnęła więc płetwami i zrobiła parę obrotów na rozgrzewkę. Tak, tak lepiej! Ciągle czuła chłód, ale, było to już do zniesienia. Tylko co teraz miałaby robić? Po chwili namysłu postanowiła poszukać błyszczących skarbów gdzieś w okolicy. Podpłynęła do najbliższej kępy wodnych roślin i rozgarnęła ją w poszukiwaniu czegoś świecącego. Bingo! Pośród wodnej trawy leżał mały, ładny, okrągły kamyk, który błyszczał się opalizująco. Zadowolona ze znaleziska wzięła je w chwytną, prawą płetwę i lekko podrzuciła do góry. Kamyk zabłyszczał w słońcu i opadł do ziemi. Został pochwycony jednak tuż przed tym jak opadł na dno. I tak parę razy. W końcu koi uznała, że już dość i pochwyciła kamyk. Wolno popłynęła dalej i rozchyliła następną kępę flory wodnej. Tu jednak nie znalazła nic godnego uwagi, tak samo w następnych dwóch miejscach. Zawiedziona popłynęła do atrakcyjnie wyglądającej kępy zielono-limonkowej, łykowatej rośliny, która lekko falowała razem z zimnymi prądami wody. Tam znalazła jakaś małą niezidentyfikowaną błyskotkę, która lśniła pomarańczowym blaskiem.

<CDN>

Powitajmy Nirimi!

Powitajmy nową samicę w ławicy - Nirimi!

Nirimi to zaledwie narybek, jednak już mierzy wysoko będąc w klasie rozszerzonej, a jej tajemniczy charakter zdaje się wpasowywać do celu, jaki obrała.

Pełny formularz Nirimi znajduje się tutaj: =KLIK!=

27 grudnia 2021

Od Brae - "Wszyscy kochają Akhifer" cz.1 [13+]

Tenebrae nie mówił „nie”. W zasadzie… mówił „tak”. Całkiem inteligentne było stwierdzenie, że co najmniej podejrzane jest, iż dołączył do Bractwa Puszczy akurat w chwili gdy pojawiły się pewne przypuszczenia. Och, tak, debilna nazwa – to było pierwsze, co pomyślał Jitong, gdy zapoznał się z przywódcami koi należących do tego właśnie… Jak przy tym jesteśmy, to i z tym Brae miał spory problem; jak nazwać to coś? Zgromadzenie, paczka durnych przyjaciół, aż koniec końców pozostał na cholernej sekcie, planującej wymordować każdego, kogo napotka. Pozostali w ławicy widocznie myśleli podobnie.

Nie wiadomo, kto. Nie wiadomo, kiedy i gdzie. Wiadomo tylko, że wpuszczono do zbiornika plotkę o tym, iż Tenebrae planuje zamordować alfę. Pierwszą reakcją wspomnianego koi był idiotyczny i mało inteligentny śmiech, ten jednak został przerwany, gdy czarny uświadomił sobie, że to nie jest żart (i że to nie jest taki zły pomysł). Jacyś debile naprawdę myślą, że chciałby zamordować przywódczynię. Okay, dobra, faktycznie. Jest wysoko położony. Ma zapędy prowadzące do z*j*b*n*a innych. Dołączył do sekty w momencie, kiedy właśnie to wszystko się zaczęło. I niejednokrotnie wygłaszał przemowy swoim klientom, iż uważa, że Akhifer jest niezbyt inteligentnym małżem (tak, przy okazji obrażał też jej zwierzaka). Ale dużo się od tego czasu zmieniło, naprawdę: Brae powstrzymywał większość swoich zachowań godnych naczelnego emosa, nie pluł Akhie w twarz, i nawet zdążył ją polub-… Znaczy… zaakceptować. Tak. Zdążył przyzwyczaić się do tego, że istnieje, a jeżeli nie przestanie zachowywać się wobec niej jak stary dziad to skończy jako sprzątacz. Sorry, Irysahyta, mam nadzieję że się tym nie przejmujesz, ale chyba nikt nie uważa, że sprzątacz to godne stanowisko. 

Czuł się jak skończony idiota, kiedy narybek omijał go szerokim łukiem, odpływając z wrzaskiem i wrzeszcząc „Morderca! Chce zabić królową!”, a ich opiekunowie mieli to gdzieś. Nie reagowali, tylko patrzyli po sobie, jakby to, że dzieci nazywają randomowych koi „Mordercami” było spoko. Może mieli po prostu dziwne dzieci, jakieś niedorozwinięte czy coś, ale normalnie ryby zachowują się w bardziej cywilizowany sposób. Chyba. Nie znam się na rybach.

Cóż, podsumowując tą sytuację, stan Tenebrae można by określić jako zdołowany. Zmęczony. Może nawet zasmucony, chociaż bliżej do zdenerwowanego. Jitong miał dość. Widzieli to wszyscy, którzy do niego przychodzili: zamiast kłócić się jak zawsze, chłodno mówił to, co chcieli usłyszeć, żeby sp**rd*l*li. A ów ryby, korzystające z usług posłańca smoków, w większości oddalały się czym prędzej – sp**rd*l*j*c. Żeby nie było: nie każdy zachowywał się jak bezmózgi piasek. Niektórzy nawet mówili Brae, żeby się nie martwił, wziął w garść i dobrze wykonywał swoją robotę, to zostawią go w spokoju. Nie możemy powiedzieć, że tym wszystkim samiec się stresował, gdyż nie zna on podobnego pojęcia, jednak było to dla niego mało komfortowe. Zdecydowanie wolałby żyć jak dawniej.

Warto również wspomnieć, dlaczego w ogóle Tenebrae znalazł się tam, gdzie się znalazł. I nie mowa tu o jego latach życia, ciężko przepracowanych, by mieć jak najgorszą opinię jaką się tylko da zdobyć. Chodzi oczywiście o to, jakim cudem Brae jest członkiem Bractwa Puszczy zamiast jakiegoś Mrocznego Kanionu. Zgadujcie. Macie dwie szanse.

Jeżeli trafiliście od razu, to mogę wam pogratulować. Jeżeli za drugim: nie jest źle. Ale naprawdę dziwię się, że ktoś nie zgadł za żadnym, no, chyba, że robiliście sobie więcej prób niż dwie. Poprawną odpowiedzią jest oczywiście, iż zrobił to z powodu reputacji ów sekty. Mają władzę, mają popyt, i panienki na nich lecą znaczy co-

Nieważne, on jest aseksualny i nie obchodzą go panienki. Ani panowie. Żebyśmy się jeszcze wszyscy nie zdziwili.

Wyjść z tej sytuacji można było na kilka sposobów. Raz, wyjaśnić to sobie z alfą. Dwa, r*zp**rd*l*ć frajerów samodzielnie lub wynająć do tego wojsko. Trzy, w*p**rd*l*ć gdzie pieprz rośnie. No, i cztery, przetrwać to wszystko i żyć dalej.

Pierwszy i ostatni był rozsądny, trzeci dało się znieść a drugi… Cóż, był drugim. Druga szansa na zgadnięcie poprawnej odpowiedzi, dzięki czemu można się odkuć za poprzednią będącą niepoprawną:  Które wyjście było faworytem Brae?

Hej, ludzie (czy tam ryby), Tene nie jest jeszcze takim matołem żeby zabić połowę karpi przez to, iż nie wierzą w jego uczciwość. Czy wspominałam, że Brae sam się zastanawiał, czy on tego nie planuje i przez swoją chorobę po prostu o tym zapomniał? Nie? To może lepiej, że sądzicie, iż faktycznie jest niewinny. 

…Dobra, będę szczera, Jitong chciał wybrać sposób drugi. Ale poniosły go emocje. Zrozumcie.

Zresztą, nie wybrał go. A pomógł mu pewien członek wojska, który zresztą sam nie wiedział, co czynił. Najzwyczajniej wpadł na Tenebrae, gdy ten planował wybicie połowy członków zbiornika. Może nie było to zbyt inteligentne, zważywszy na to, że pozostali utwierdziliby się w przekonaniu, iż plotki są prawdziwe i następna będzie Akhifer. Brae był zły. A Feliks nie miał dobrego dnia, skoro na niego wpadł. Chociaż mogło być gorzej. 

– Patrz, gdzie płyniesz – warknął Jitong, gdy Feliks w niego wszedł. Wbiegł? Wpłynął, w zasadzie. – Każde poruszenie płetwami może być twoim ostatnim, durny…

Tutaj emocje Brae opadły, i dlatego właśnie mogło być gorzej; Jitong potrafi się ogarnąć, chociaż możecie w to wątpić. Zresztą, sama w to wątpię. Sęk w tym, iż Tenebrae postanowił nie wzbudzać aż tylu podejrzeń, wyzywając członka ławicy od sk*rw*s*n*w. Więc przerwał. Patrzcie, jaki grzeczny i myślący chłopczyk!

Cóż, i tak mu groził, więc ten sk*rw*s*n niewiele popsułby mu ów wypowiedź.

<Skurwy-... Znaczy... Feliksiu, mój ty kochany?>

Podsumowanie Świątecznej Zimy

Jak się skończyła Świąteczna Zima?

Aktywnością to wydarzenie nie różniło się od standardowego miesiąca w Koi Paradise, a pewnie było tak tylko dlatego, że wydarzenie trwało właściwie niemal cały grudzień. Nie narzekajmy jednak! Myślę, że i tak bardziej interesuje wszystkich, jakie strony zostały dodane do Koi Paradise. Zacznijmy jednak od podsumowania samego wydarzenia.

Choinkę znaleźli Feliks i Tenebrae, co znaczy, że przysługuje im dodatkowa nagroda. Choinka znajdowała się na stronie Koi no Ryuu i "latała" w lewym dolnym kącie ekranu.

Opowiadania napisali Akhifer, Tenebrae i Feliks, dostają za to nagrody, które przypadają jedna na opowiadanie. Nagrody zostały wylosowane za pomocą koła fortuny.

  • Nagrody Akhifer - Kryształ, 1 AP
  • Nagrody Tenebrae'a - 100 pereł, Pierścień
  • Nagrody Feliksa - Kwiat, 100 pereł

AP oczywiście zostaną dodane do formularza, przedmioty i perły natomiast pojawią się w ekwipunku na stronie Inwentarza. Zaraz, zaraz... Inwentarza?

Tak! Wraz z końcem wydarzenia pojawiają się cztery nowe strony, poszerzające zarówno sam świat Koi Paradise, jak i dodające nowe atrakcje dla autorów. Myślę, że na szczególną uwagę zasługuje Historia, która tłumaczy, skąd wzięliśmy się w Zbiorniku i skąd u nas takie nienaturalne umiejętności. Pozostałymi stronami są:

  • Wspomniany już Inwentarz, który jest odpowiednikiem sklepu i jednocześnie znajduje się tam ekwipunek postaci.
  • Wydarzenia, czyli spis wszystkich aktywnych i minionych wydarzeń.
  • Uproszone Wyzwania, które mogą być inspiracją do pisania opowiadań, gdy pomysłów brak.

Bonusy

Zgodnie z obietnicą, za każde opowiadanie napisane podczas tego wydarzenia postaci otrzymują dodatkowe 1 AP. Dodatkowo myślę, że na szczególne wyróżnienie zasługuje Feliks, który w ciągu ostatnich godzin wydarzenia zdążył napisać opowiadanie. Za ten wyczyn otrzymuje jeszcze jedno dodatkowe AP oraz ma przyznane osiągnięcie Ucieczka Przed Zamarznięciem.

Dziękuję wszystkim, którzy wzięli udział w wydarzeniu i gratuluję wygranych! Życzę też Wam spokojnej końcówki roku i powodzenia w dokańczaniu tegorocznych spraw!

~ Akhifer

26 grudnia 2021

Od Akhifer CD. Brae'a - "Trochę spokoju, za dużo zmartwień" cz.6

Takiego obrotu spraw Akhifer w życiu by się nie spodziewała. Tak bardzo skupiła się na rozwiązaniu całej tej sprawy ze swoim snem, że kompletnie zapomniała o najprostszym możliwym rozwiązaniu, jakim jest zwyczajne zrozumienie tego snu dosłownie. Pewnie, gdyby tak bardzo nie zależało jej na tym wszystkim, nie musiała by teraz pędzić co tchu w skrzelach, niemal je wypluwając, byleby zobaczyć, co się dzieje z narybkiem. W tym momencie zapomniała o świecie, o Tenebrae'u, o tym, co może ją złapać na tych terenach. Musiała jak najszybciej dostać się do domu. Nawet jeśli wypluje skrzela i odpadną jej łuski, po prostu musiała tam się dostać!

Pędziła tak szybko, że nawet nie zarejestrowała kiedy otarła się o zaostrzony kamień. Coś ją szczypało w boku, ale nie było to ważne. Ważniejsza była ławica. Ten zapach krwi na pewno nie pochodził od niej, to coś innego się zraniło i krwawi. Jej nic nie jest. Tylko musi bardzo szybko dostać się z powrotem do domu, do ławicy, żeby upewnić się, że narybek jest bezpieczny.

Spojler: nie był.

Gdy Akhifer wszelkimi siłami starała się dotrzeć do głównych miejscowisk karpi, nad głowami nieporadnych rybek pływał szczupak. Zdecydowanie miał chrapkę na małe, bezsilne dzieciątka, które schowały się pod kamieniami i wśród roślinności, wszędzie, gdzie wydawało się być dostatecznie bezpiecznie. Na te długie, nieznośne chwile w ławicy zapanował strach i chaos. Ci mniejsi i słabsi uciekali, ci więksi i bardziej pewni siebie starali się odciągnąć szczupada od centrum domu łatwicy. Nic jednak nie ruszało tego wściekłego stwora, który kłapał wypełnioną zębami szczęką na zaczepiające go karpie i wciąż rozglądać się za smaczną przekąską.

Jego uwagę przykuł pewien zapach. Zapach bardzo czerwony, wyśmienicie rozchodzący się w wodzie i bardzo intrygujący. To pojawiła się alfa, z obdartym, krwawiącym bokiem, gotowa bronić narybku nawet za cenę życia. Ferka z wykształceniem wojskowym rzuciła się bez namysłu na znacznie większego drapieżnika, chcąc chociaż go zdezorientować, żeby małe karpie mogły uciec do jednego ze schronisk. Jej plan jednak zawiódł, gdy zorientowała się, że krew tak naprawdę jest jej. I teraz szczupak, podniecony tym przepysznym zapachem, zaczął gonić ją, faktycznie zapominając wszystkich pozostałych ryb.

W takim wypadku to już działa instynkt, a nie rozum. Myśli blakną, zostawiając miejsce dla jaskrawego i intensywnego pragnienia przeżycia. Gdzieś w tle odbijało się delikatnymi pastelami, że przynajmniej dzieciarnia będzie bezpieczna, jednak był to kolor na tyle słaby, że ginął w szaleńczym kalejdoskopie. Nawet bodźce nie reagowały na otoczenie, władanie przejęły oczy, które wypatrywały najlepszej drogi ucieczki. One były najbardziej kolorowe. Ścieżka przed karpicą widniała na kolor kwitnącego w słońcu słonecznika, natomiast ból w boku wyblakł z czerwieni do bardzo delikatnego różu, nie zostawiając praktycznie po sobie śladu. Przetrwanie było po prostu najważniejsze.

Usłyszała czyiś krzyk od boku i poczuła szarpnięcie, jak ktoś ją pociągnął prosto do jakiejś zapyziałej nory. Była to ludzka budowla, jednak jej cel nie był karpiom znany. Nie musiały go znać. Teraz było to dla nich schronienie przed wściekłym drapieżnikiem, który bardzo chętnie zje sobie na obiad karpia, chociaż świąt jeszcze nie ma.

Tenebrae zamknął wejście i zabezpieczył je kamieniem, podczas gdy Akhifer przycisnęła się do tylnej ściany i próbowała odzyskać trzeźwość umysłu. Kalejdoskop powoli się uspokajał, tracąc swoje szaleństwo kolorów, a na jego miejsce pojawiały się stonowane, uporządkowane krajobrazy. W tym ciemna, krzycząca czerwień trzymająca się boku ciała samicy. Krew wyciekała, teraz już bardziej z winy intensywnego ruchu i musiała być jak najszybciej zatamowana. Tylko czym, do licha?

Brae znalazł jakiś biały płat, z którego podobno też korzystali ludzie. Nie wydawał się idealny, ale lepsze było to niż nic. Ostrożnie obwiązał go dookoła ciała wadery, zakrywając ranę. Potem się odsunął.

– Gratuluję odwagi, współczuję głupoty – rzucił, odwracając się od alfy. – Nieźle się popisałaś.

– Działałam instynktownie...

– Instynktownie to ty się prawie zabiłaś – skwitował Jitong. – Nie lubię cię, ale przy twoich rządach przynajmniej mam jakiś spokój i pewność, że tak szybko się to nie zmieni. Jeśli na alfę wejdzie ktoś nowy, może mi poprzestawiać szyki, a jakoś tego nie chcę.

– Z czego wynika ta niechęć? – Akhifer zadała to pytanie takim tonem, który nie cierpiał odmowy odpowiedzi. Do tego byli zamknięci w jakiejś ludzkiej skrzyni i raczej tak szybko się stąd nie wydostaną, więc mają mnóstwo czasu wyjaśnić sobie różne rzeczy.

<Tenebrae?>

Od Feliksa - "Wojownik Ziemi Utraconej", cz. 4

Feliks podniósł główkę, w ślad za którą rzecz jasna popłynęła cała reszta śliskiego ciałka, tak nie za bardzo oddzielona od niego jakąkolwiek szyją, i popatrzył w bezchmurne niebo, udając, że grzeje się w promieniach letniego słońca. Tak naprawdę nie lubił ani silnego ciepła, ani ćwierkania ptaków nad powierzchnią wody. Na szczęście był środek zimy.

Cyrk. Świat był jednym wielkim cyrkiem. Do takiego wniosku dopłynął właśnie Feliks.

Jeszcze przed miesiącem... czy może przed dwoma, miał wielkie marzenia. Chciał dotrzeć aż do końca świata, przemierzyć (podwodne) pola i łąki, zmierzyć się z giętkimi jak niecne, smocze paszcze włóknami morskiej trawy. Zwalczyć zło, pokonać ciemność i dopłynąć aż do światła. Jednym słowem, którego, czy to przez nieśmiałość, czy przez zesztywnienie ze wszechobecnego chłodu, nie potrafiły wypowiedzieć karpie usteczka: znaleźć własny, prawdziwy dom. A dziś? Dziś czuł się mniejszy niż zawsze, jeszcze bardziej nagi; koń, którego zły los pozbawił kopyt, bezwartościowy żołnierz bez karabinu.

Miał silnie uzasadnione poczucie, że do tej pory nie osiągnął żadnego celu. Nie tylko nie odnalazł tej jedynej, wyjątkowej przystani, ale nawet, jak nędznie by to nie zabrzmiało, szczególnie się za nią nie rozglądał. Przez cały ten czas po prostu płynął przed siebie, nie dostrzegając niczego oprócz rozciągającego się przed oczyma jego duszy widma prostej, pustej drogi. Jedynie kolejnych, bezbarwnych metrów do pokonania w podróży donikąd. Wyrzekł się tego, co tu i teraz, w bezsensownej nadziei na to, to tam i potem. Nie zauważył, że bez teraźniejszości żadna przyszłość nie istniała.

Od rana czuł się jakoś denerwująco bezsilny. Był pewien, że ma dziś pecha i to odpowiedni dzień, aby przytrafiło mu się coś, czego nie spodziewałaby się w swoim życiu żadna szanująca się rybka. Choćby miało być to spłonięcie żywcem we własnej, podwodnej norce. Być może Feliks właśnie dziś się nie szanował?

Ot, ciekawa historia. Proszę, nawet teraz bezmyślnie poruszał wyćwiczonymi do poruszania się naprzód jak radziecki czołg płetwami. Nieustannie płynął, chociaż od dawna ani nie wiedział już gdzie jest, ani  nie pamiętał, gdzie był przede dniem czy przed godziną.

Właśnie w tamtej chwili zauważył, że przed jego okrągłymi ślepkami rozciągały się połacie piaszczystego dna. Dziki step, dokładnie taki, jaki wymarzył sobie będąc jeszcze tylko młodą i głupią ikrą. Lecz nagle... Feliks przypomniał sobie, że nadal jest wszak niezbyt mądrą, a przy tym, wyjątkowo przesądną rybką.

Jak to możliwe, że wcześniej nie zwrócił na nie uwagi? Czy to miraż? Taki, jak oaza na środku płonącej żywym ogniem pustyni? Czy los w istocie postanowił aż tak potężnie go doświadczyć? Czy sprawdzał się jego najczarniejszy scenariusz? Czy skazany jest teraz na zapadnięcie się w pułapce własnych przekonań? Być może to tylko chwilowy dysonans..., lecz nie! Nic na to nie wskazywało. Jeśli to iluzja, trwa w nieskończoność. Czy ta stopniowa deprawacja zmysłów pochłonie go całkowicie, czy zostawi jeszcze choć jeden, nieruchomy obraz, który nieszczęśnik będzie mógł oglądać po kraniec swojego krótkiego życia? Lecz co najważniejsze: gdzie jego droga?! Jego szara, pusta droga?!

Mały Koi poczuł, że jest w niebezpieczeństwie.

Jego iluzja rozszerzała się, malując na sobie już nie tylko pustą przestrzeń, lecz i nowe struktury, których małe, rybie oczy nigdy wcześniej nie widziały. Niewzruszone głazy o niezwykłych kształtach, okalające niebieskawą przestrzeń i mniejsze, ziejące od dołu, skalne grudy i jamki, porośnięte mchem.

- Ach! - wykrzyknął Feliks. - Jakie piękne pustkowie!

<C.D.N.>

9 grudnia 2021

Od Brae'a CD. Akhifer - "Trochę spokoju, za dużo zmartwień" cz.5 [13+]

Zacznijmy od tego, że Tenebrae nie lubił się bić. Generalnie Jitong lubił małą ilość rzeczy, ale bijatyki nigdy nie wychodziły mu zbyt dobrze; gdy był młody, często w nich uczestniczył, ale stanął po zwycięskiej stronie góra dwa razy. A naprawdę często się bił. Cóż, nigdy nie umiał spożytkować swojej energii we właściwy sposób. 

Jak tak patrzył na to wszystko, to nawet nie chciało mu się walczyć o przetrwanie Alfy i by pokonać to coś, co zwało się Tvef. Mógłby zostawić tutaj i Alfę, i swojego wroga, a następnie sobie pójść, szybko zmykając w rodzinne strony. Inaczej: uciec. Potem powiedziałby wszystkim, że Akhifer popełniła samobójstwo, ale przed tym oznajmiła, że Brae zostanie nowym-

Dobra, lepiej nie. Trochę to planowanie zaszło mi za daleko, co? To co mógłbym, to jedno, a to co zrobię, to drugie. Chyba nawet ja nie jestem aż takim palantem, żeby teraz uciekać, i zostawić ją na pewną śmierć... Chociaż przywódczyni walczy lepiej ode mnie, a ją powalił jednym uderzeniem, i chociaż tak naprawdę wcale nie chce-

– W mordę małża – Tenebrae zdążył wydusić, żeby szybko odpłynąć na bok. Rozwścieczony Pustelnik nie należał do jego najlepszych przyjaciół. Jakikolwiek Pustelnik nie należał do jego najlepszych przyjaciół. Co prawda to prawda, ale do Pustelników czarny koi nigdy nie czuł szacunku. Byli podejrzani. Mieszkali pośrodku pustkowi i wyprawiali jakieś dziwne rytuały, jak modlitwy do duszków.
Nie myślcie, że Brae nie wierzył w Smoki… Bo, ee-, wierzył. Oczywiście. 

– Życie ci się znudziło, czy co? – Brae poirytowany zapytał Tvefa, odchodząc od swoich rozmyślań. Wątpliwe, żeby ktoś inny myślał o smokach, nie w formie modlitwy, kiedy walczy o przetrwanie. – Rozumiem, że nie masz rodziny, bo jesteś zbyt brzydki i nikt cię nie chce, przez co tutaj wylądowałeś, ale nie musisz wyżywać się na innych. Hej, ja może jeszcze jestem do uratowania, koleżko! 

Jitong o mało nie stracił głowy.

– Kurde – powiedział sam do siebie. – Ja chyba dobrze rzucałem kamieniami, kiedy byłem młody? O ile pamiętam. I o ile to mi się nie przyśniło. Albo nie przewidziało, kurwa.  

Wziął więc w płetwę kamień i wycelował w rybę. Pustelnik widocznie nie czuł się zbyt dobrze, gdyż zaczął się topić. (Tak, dobrze przeczytaliście, ryba się topi. A w zasadzie opada na dno, powoli, i powoli… Ale to można uznać za topienie się) Tak czy siak, misja została zakończona. Tenebrae z podziwem spojrzał na powalonego wroga. Zaraz też podszedł do swojej zmarłej znajomej, która, swoją drogą, wcale zmarła nie była. Jitong szybko to zauważył, i sam nie wiedział, czy ma się z tego cieszyć czy smucić. 

– Dość ciężka jest – Brae wysapał, targając za sobą Alfę. –  Co ona jadła? 

Całe szczęście, że w wodzie przedmioty (i organizmy żywe) tracą swoją wagę, bo wątpliwe, żeby Jitong dociągnął Akhifer do końca trasy o własnych siłach. Zresztą, tak naprawdę nie musiał ciągnąć jej do końca: liderka szybko się wybudziła, z odruchem prawie zabijając swojego podwładnego. Najpierw Tenebrae chciał wrzasnąć „Ajajaj, moja biedna główka”, ale w porę przypomniał sobie, że jest dorosłym mężczyzną. 

– Nie zabij mnie czasem – mruknął. – Coś wymyśliłem…

– Co ty nie powiesz – Alfa nie wyglądała na zadowoloną. Zresztą, nikt nie byłby zadowolony, gdyby ominął go pojedynek, a co gorzej, właśnie oberwałby w łeb. 

– Śniło ci się, że próbujesz obronić narybek, nie? Ale ci się to nie udaje? – zaczął. – To teraz wyobraź sobie taką sytuację, że próbujemy go bronić w tej chwili; idąc do Pustelnika. Ale nam się nie udało.
Akhifer spojrzała na niego, zamyślona. 

– Sugerujesz, że narybek coś symbolizuje?

Jitong trochę się zmieszał. Tak daleko to on nawet nie zaszedł.

– Może… Ale chodziło mi bardziej o coś realistycznego. Że teraz coś, kurwa, te dzieci wyżera, kiedy my sobie rozmawiamy. 

Miejmy nadzieję, że z biegiem czasu Brae nie zacznie używać przekleństw jak przecinki w zdaniach, ale obecne wydarzenia niestety na to wskazują. 

Kiedy więc on rozmyślał nad swoją przyszłością, i tym, że za często używa pięknego słowa, jakim jest „kurwa”, Akhifer zrobiła coś pożyteczniejszego; ze swoją obolałą głową rzuciła się do płynięcia, modląc się w duchu, że to, o czym pierdolił Brae, jest tylko wymysłem jego walniętej wyobraźni.

Niedużo brakuje i ja także będę używała przekleństw zamiast przecinków. Ale nie no, ,,pierdolił" to chyba nie przekleństwo?

<Akhifer?>

8 grudnia 2021

Od Akhifer - "Podczas tamtych sezonów jest słońce" cz.1

Zima była ciężkim okresem dla ławicy. Trudno się dziwić, w końcu brakowało pożywienia, woda była zbyt zimna do funkcjonowania, a i nawet o słońce ciężko było, by rozświetlało wody Zbiornika. W końcu ryby, nawet tak inteligentne jak karpie koi w Koi Paradise, nie miały pojęcia, że zimą Zbiornik pokrywa warstwa śniegu, odbierająca dostęp do zbawczego światła. Przez ten okres ławica żyła w ciemności i głodzie, często ledwo wiążąc koniec z końcem, a wiele ryb w tym okresie zwyczajnie umierało. Był to ogromny cios nie tylko dla ich rodzin, ale także dla Akhifer, która ze względu na swoje jakże wyniosłe stanowisko musiała słuchać zażaleń i smutków. W tym okresie jej depresja najbardziej się odzywała, alfa unikała spotkań, dużych skupisk ryb, nie chciała z nikim rozmawiać ani nawet decydować o ławicy. Robiła to za nią starszyzna, która jednocześnie opowiadała sobie, że jak to tak, alfa nie chce wziąć się do pracy, unika wszystkich, co to w ogóle za alfa. Może Bractwo Mrocznego Kanionu ma rację, że taka alfa do niczego się nie nadaje.

Ferka wiedziała o tych oskarżeniach, jednak na razie nie chciała nic z tym zrobić. Tak, owszem, nie chciała się wziąć do pracy. Dobrze wie, że unika wszystkich. Ale gdy na głowę walą ci się wszystkie problemy ławicy, czy naprawdę jesteś w stanie trzymać to wszystko na plecach bez uderzania o dno? Akhifer nie mogła. Była za słaba. Starszyzna mogła podzielić się obowiązkami między sobą, ona musiała wszystkiemu stawiać czoła w samotności. Zimą ta samotność najbardziej uderzała. Słuchała ryb tracących swoich bliskich, rozdawała porcje jedzenia potrzebującym rodzinom, zapewniała schronienie tym, którzy nie potrafili sami go znaleźć, wszystko to zupełnie sama. Ale tak. Nie nadaje się do niczego. Bractwo Mrocznego Kanionu ma rację.

Była tak załamana, że nie wiedziała, co ze sobą zrobić. W środku zrobiła się zwyczajnie pusta, obojętna na otaczający ją świat, emocje wypłynęły z niej jak z otwartej butelki wrzuconej do wody. Przypominała wazę, z której wyjęto kwiaty i wylano wodę, bo przestała być użyteczna, a teraz stoi w kącie, pusta i zbierająca kurz. Niektórym może i zrobiłoby się żal, gdyby to zobaczyli, większość jednak nawet nie rzucała wzrokiem w stronę odstawionej wazy. Jest, bo jest. Nie będzie jej to nie. Nie przydawała się do niczego. Była bezużyteczna. A najlepiej to niech się stłucze, będzie można ją wyrzucić.

Ten pusty smutek, nie będący nawet do końca smutkiem, przerwało pojawienie się innego koi w domu alfy. Bezceremonialnie bez ogłoszenia się karp wpłynął do norki, jaką zajmowała w samotności Akhifer, zaskakując ją swoją obecnością. Żadnego cześć, żadnego dzień dobry. Co prawda ten konkretny karp nie był znany z jakiegoś szczególnie pozytywnego nastawienia do życia, nie witał dnia z płetwami w górze wołając "Alleluja!", ale też nie był jakoś niewychowany. Zawsze umiał powiedzieć jakieś proste przywitanie, a skoro tym razem tego nie zrobił, musiało dziać się jednak coś poważnego. Akhifer podniosła się ze swojego leża.

– Feliks? O co chodzi? – zapytała czerwonego przybysza, który naszedł ją w środku dołka emocjonalnego. Nie, żeby miała mu to za złe, może ją z tego wyciągnie.

– Grupa koi zebrała się niedaleko magazynu pożywienia i starają się wywalczyć więcej jedzenia. A dokładniej mówiąc ukraść. Nie proszę cię w tym momencie o bycie alfą, Akhifer, nawet jeśli to by się przydało, ale prosiłbym, żebyś wzięła w tym udział jako strażnik. Wiadomo, że jest zima, ale nie można pozwolić, by atakowali magazyn i z niego kradli, bo wtedy może pojawić się faktyczny problem z dożyciem wiosny.

Prawda. Nie można było pozwolić na kradzieże. To był kolejny problem w życiu ławicy, ale tym razem z jakiegoś powodu Ferka nie czuła się przytłoczona. Przeciwnie, poczuła chęć działania, a wręcz potrzebę zrobienia czegoś w tym kierunku. W jej żyłach popłynęła świeża krew, zmysły ponownie nabrały ostrości. Świat już nie był taki szary. Nabrał kolorów, żywych i pełnych. Dobrze by jeszcze było, gdyby nie było tak strasznie ciemno, ale cóż, tak wyglądało życie w Zbiorniku. Taflę skuwa lód, a potem znika światło i już wszyscy zdążyli się przyzwyczaić.

Strażniczka jako pierwsza ruszyła w stronę magazynu, tuż za nią płynął równie ożywiony Feliks. Coś się wreszcie działo. Może nie była to pozytywna rzecz, ale i tak była inna od pozostałych. Dała jakieś urozmaicenie nudnej, smutnej zimy, dała motywację do działania, a przede wszystkim dała coś, co w ogromnych brakach pojawiało się u wielu - chęć walki o życie. Tamte zbuntowane karpie chciały więcej jedzenia, by nie głodować teraz. Ferka i Feliks chcieli to jedzenie zachować, by nie umierać z głodu później. Pojawiła się rywalizacja dwóch różnych poglądów i to w jakiś sposób napawało ryby chęcią życia. Może taka ich była natura, a może nie, w końcu wiosną, latem czy nawet jesienią nie mają takich zapędów.

Ale podczas tamtych sezonów jest słońce.

Teraz słońca nie było i ta wszechobecna ciemność wdzierała się do małych, jednokomorowych serc karpi, zatruwając je niczym jad swoją nienawiścią do wszystkiego, co piękne i poukładane. Miało się ochotę wywołać chaos i niektóre karpie już to zrobiły. Dlatego Akhifer nie będzie musiała się obarczać, że to z jej winy. Ona tylko broniła magazynu. To nie ona rozpoczęła ten sztorm.

<CDN>

5 grudnia 2021

Świąteczna Zima - zimowe wydarzenie

Świąteczna Zima

Świąteczna Zima to nazwa pierwszego wydarzenia na Koi Paradise. Wydarzenie nie będzie jednak (na szczęście) ściśle związane ze świętami i zimą, a jest to raczej wymówka, żeby dać Wam jakieś dodatkowe bonusy. Na co czekacie? Czytajcie zasady!

  • Wydarzenie będzie trwać w dniach 05.12 - 26.12 do godziny 21:00, czas będzie odliczany w liczniku na pasku bocznym oraz na dole postu. Po upływie tego czasu bonusy nie będą liczone.
  • Na zakończenie Świątecznej Zimy pokaże się post podsumowujący.
    • Będzie on zawierał informacje, kto jakie nagrody otrzymał, ale bonusy zostaną dodane dopiero przy podsumowaniu.
  • Na blogu została ukryta choinka. Po znalezieniu jej należy wysłać do administracji w wiadomości prywatnej zdjęcie (screenshot) choinki. Nie wolno sobie pomagać.
    • Choinka zapewnia szansę na większe nagrody.
  • Każde opowiadanie napisane w tym okresie zapewnia karpiowi koi bonus +1 AP oraz prezent niespodziankę.

Jak prezenty na święta, Wasze nagrody pozostaną tajemnicą i zostaną ujawnione na koniec wydarzenia. Do tego czasu powodzenia z pisaniem i Wesołych Świąt!

4 grudnia 2021

Zima w Koi Paradise

Kochani, zima nadeszła! 

Nie kalendarzowo, ale nasz Zbiornik powoli coraz skuteczniej skuwa lód, a powierzchnię już pokrył skromny biały puch. Dla ryb jest to okres zimowy, gdyż musimy udać się w głąb Zbiornika w celu uniknięcia mrozów. Co to znaczy dla ławicy?

  • Minimalna ilość pożywienia, cywile otrzymują go najmniej.
  • Losowe zgony ryb, które nie zapracowały na swoją porcję lub wpadły w szczęki drapieżników.
  • Tafla Zbiornika jest zamarznięta, nie ma dostępu do powierzchni.
  • Zakaz zbliżania się do górnych części Zbiornika. Teraz wszyscy muszą trzymać się dna.
  • Ze względu na temperaturę wody, wiele koi chowa się w Zielonej Jaskini.
  • Narybek ma obowiązek zostać w Zielonej Jaskini.

Co to znaczy dla Koi Paradise? Odbędzie się zimowe wydarzenie, które zacznie się już jutro. Wytrzeszczajcie gałki, bo będzie ciekawie!

Trzymajcie się ciepło!
~ Akhifer

1 grudnia 2021

Podsumowanie listopada


Moi drodzy!

Ach, jak ten czas szybko mija. Już po listopadzie, za chwilę będą Mikołajki, a potem Boże Narodzenie i będzie chodzić Świąteczny Ryuu. Był już u Was śnieg? W świecie Koi Paradise już jest, ale oficjalna zima nadejdzie dopiero w tą sobotę. Dużo wcześniej niż kalendarzowo, by pogoda się zgadzała. Szykujcie się też na pierwsze w historii Koi Paradise wydarzenie, które zacznie się już 5 grudnia. Wypatrujcie postu!

Ilość słów

  1. Akhifer na czele z 1531 słowami w dwóch opowiadaniach.
  2. Tenebrae napisawszy 763 słów w jednym opowiadaniu
  3. Irysahyta spadający niżej zaledwie o 31 słów, z wynikiem 732 słów na jedno opowiadanie.

Nieobecności

  1. Feliks dalej jest nieobecny, trwa to do 23 grudnia.
  2. Romelle zgłosiła nieobecność, będzie ona trwała od 1 grudnia do 1 lutego. 

Bonusy

Mistrzem Miesiąca, którego wybrały 3 osoby, został Feliks. Ogółem oddano 7 głosów na wszystkie rybki. Jak na razie nie przysługują żadne inne bonusy.

Tak oto właśnie przedstawia się podsumowanie listopada. Nie jest tego dużo, ale czy kiedykolwiek było? Według mnie ważne, że trzymamy się w miarę stabilnie i na razie nie ma co się poddawać. Kiedyś się jeszcze wybijemy, trzeba tylko znaleźć zainteresowanych. Powoli do przodu! A na razie Was pozdrawiam i życzę wszystkim miłego dnia.

~ Akhifer


25 listopada 2021

Od Akhifer - "Błagam, nawet alfa miewa dość" #4

Po powrocie samica myślała, że popadnie w nieodwracalny obłęd. Cały ten "ogarnięty koi" okazał się pustym strzałem i zamiast zajmować się ławicą spędzał sobie czas z karpicami, które ulegały jego wdziękom. Robota papierkowa - czyli w przypadku ryb bardziej drewniana - leżała, odsunięta na bok i zupełnie zapomniana. Jeszcze brakuje, żeby ją zielony meszek obszedł. Karpie co chwila pojawiały się zewsząd ze swoimi problemami, które nie zostały rozwiązane podczas nieobecności alfy, a także te, które dopiero co się pojawiły. Bractwo Kanionu poużywało sobie nieobecności głowy ławicy i w niektórych częściach Zbiornika zaprowadziło własny porządek. Cały ten bajzel trzeba było naprawić i oczywiście musiała się tym zająć Akhifer.

Pływała dookoła, pomagała karpiom, załatwiała ważne sprawy, sypiała zaledwie pół godziny każdego dnia, aż wreszcie przypominała bardziej cień samej siebie niż właściwą Akhifer. Jej zaangażowanie wyciągało z niej siódme śluzy, ale jakoś nikt nie potrafił tego zauważyć. Ciągle było narzekanie, wciąż coś komuś nie pasowało, wiecznie znajdowali nowe problemy. Czasami strażniczka miała po prostu ochotę rzucić "A weź się goń!" i odpłynąć w inne miejsce, jednak wiedziała, że jej stanowisko nie pozwala na to zachowanie. Musiała być profesjonalna. Nie ważne, jak bardzo ją wszyscy irytowali, musiała zachować choćby minimum spokoju. Tylko tyle, żeby nie wybuchnąć i nie wyzywać. Aż tyle. W takich momentach marzyła o mężu, który pomógł by jej w wypełnianiu obowiązków. No ale cóż, taki jej przypadł los i może nie będzie miała nigdy męża ani dzieci, i będzie musiała dożyć swoich dni w samotności. Gorzej, że będzie musiała też wybrać swojego następcę.

< Koniec >

22 listopada 2021

Od Akhifer CD. Brae'a - "Trochę spokoju, za dużo zmartwień" cz.4

Strażniczka skupiła się na słowach Szamana. Obracała je sobie w głowie we wszystkie strony, analizowała, starała się zrozumieć, co może to wszystko znaczyć. Słyszała, że takie rzeczy najlepiej interpretuje się instynktownie, poprzez przeczucie, więc tak starała się zrobić w tej sytuacji. Nie miała jednak doświadczenia - zarówno w działaniu instynktownie w takich sprawach, jak i w interpretowaniu wizji - więc pozostało jej tylko ledwo się domyślać. Może nawet nie była w stanie tego zrozumieć, kto wie. Nie miała takich mocy jak Szaman czy Jitong, a ryby posiadające te kwalifikacje zgodnie twierdziły, że to wszystko nic wielkiego.

Ale czy na pewno? Tenebrae zauważył coś nietypowego. Co prawda jednak to pamiętał, ale był w stanie zaznaczyć, że nie było to w pełni normalne. Jednak to olał i o tym zapomniał. To samo było z Szamanami, zauważyli coś, ale to pomijali, bo już ich to nie męczyło. Czyli dwa źródła informacji już uważają, że powinna o tym zapomnieć i wrócić do własnych spraw. A jednak jej instynkt na to nie pozwalał, po prostu czuła, że coś jest nie tak, lekko na lewo, jak to mówiła. Podobno to przeczuciem należy się prowadzić. Z tego powodu postanowiła na razie nie odpuszczać, nie dopóki w stu procentach upewni się, że wszystko jest w porządku i faktycznie nie ma się czym martwić. Często powtarzała "trzy razy do zarazy", więc i tym razem postanowiła wdrożyć to w życie. Wiedziała o jeszcze jednej osobie, która mogła jej pomóc i odpowiedzieć na nurtujące ją pytania. Było to dosyć ryzykowne, bo ten pustelnik unikał towarzystwa jak diabeł święconej wody, a odwiedzające go karpie poganiał z haczykiem na kiju, ale w tym wypadku musiała zaryzykować. Może zaciągnie tam Tenebrae'a, żeby ją wsparł. On na razie wie najwięcej o całym tym bałaganie, może nawet więcej od niej i po prostu się nie przyznaje. Zresztą i tak pewnie zainteresuje go obecność innego Jitonga, bo nie było szans, żeby o nim słyszał.

– Dziękuję... Verste, tak? Za twoje zdanie – podziękowała z czystej grzeczności i szczerze miała ochotę trzepnąć Tenebrae'a, żeby nauczyć go dobrych manier. – Przyda mi się ta informacja, pewnie bardziej niż sobie myślisz. Do zobaczenia. Tenebrae, płyńmy.

Zauważyła, że czarny karp dość niechętnie się za nią powlókł, ale na razie nic nie mówiła. Chciała się oddalić od Szamanów zanim napomni o oddalonym od społeczeństwa samcu. Pewnie nie powinna komukolwiek tego wyjawiać, ale cholera, męczyły ją myśli, że to wszystko może jednak coś znaczyć, a jakoś obecność Brae'a ją uspokajała. Chociaż żywili do siebie niechęć, Brae większą od jej, miała do niego szacunek i wierzyła w jego umiejętności. Nie chciała jako jedyna dbać o bezpieczeństwo, nawet jeśli innych miała przymuszać.

Gdy wreszcie oddalili się od Szamanów na bezpieczną odległość, Ferka odważyła się odezwać.

– Trzy razy do zarazy – rzuciła, powtarzając jedną ze swoich ulubionych fraz. – Jeszcze jest trzecia ryba, której chciałabym się spytać o zdanie. Potrzebuję tylko, żebyś popłynął ze mną.

– Serio? Do kogo chcesz niby popłynąć? – zapytał Tenebrae, chociaż raz nie brzmiąc jakby zaraz miał rzucić alfę w paszczę suma.

– Jest... ktoś, kogo można spytać. Jest pustelnikiem i żyje w absolutnym odosobnieniu, do tego wszystkiego nienawidzi gości. Ale jest jedynym innym karpiem, którego mogę jeszcze spytać. Będę tylko potrzebować twojej pomocy, żeby mnie od razu nie zabił.

Jitong spojrzał na nią z zaskoczeniem i skrywaną pogardą, że jak to, alfa i tak się boi, że prosty pustelnik może ją zabić. Ale on jeszcze nie wiedział, z czym, czy raczej z kim przyjdzie im się spotkać. Na szczęście nie zaoponował, postawił tylko warunek, że po tym wszystkim dostanie dwa dni wolnego, na co Akhifer bez oporów się zgodziła.

Płynęli przez długi czas, zdołali nawet przeciąć Pusktkowie, zanim dotarli do Piaskowych Równin. To właśnie tam krył się ten wielki pustelnik, którego niewielu odważyło się odwiedzić ze względu na jego dziwaczne usposobienie. Szczerze nawet Akhifer żałowała swojej decyzji, ale cóż. Nie przepłynęli takiego kawałka drogi tylko po to, żeby teraz nagle zawrócić. Spyta się, co Pustelnik myśli o tych wizjach i jej śnie, i sobie odpłynie. Nie będzie zawracać mu głowy na długo.

Oczom dwójki karpi ukazał się pień drzewa, który zdecydowanie od bardzo dawna leżał w wodzie. Pokryty był mchem i glonami, w odsłoniętych miejscach był całkowicie czarny, a z jednej strony częściowo zakopana w piasku widniała dziura, będąca wejściem do domu pustelnika. Byli na miejscu. Musiała teraz wpłynąć do środka.

Zbliżyła się do wejścia. Drzewo śmierdziało zgnilizną, rozpadało się, pokonane przez wodę i upływ czasu. Stęchlizna powodowała, że wcale nie miała ochoty tam wchodzić. Ale musiała. Nie miała wyboru.

Po kilku zaczerpnięciach większej ilości wody wreszcie odważyła się wsadzić głowę do otworu. Nic. Ani jednego dźwięku, woda pozostała nieruchoma. Wpłynęła głębiej w ciemność pnia, znienacka dostając nieprzyjemnych myśli. Pustelnik mógł umrzeć i nikt o tym nie wie, bo przecież nikt tu nie przychodzi. Wtedy cała ta wyprawa byłaby po nic.

Jej obawy zostały rozwiane, gdy poczuła ruch wody w głębi pnia. Coś w nim było i sądząc po wielkości był to karp koi. Pewnie Pustelnik. Postanowiła zaryzykować.

– Tvef? – zapytała na głos, gotowa w razie czego uciekać. – Jestem Akhifer, alfa ławicy.

Do oświetlonej części kryjówki wpłynął stary, pokryty wieloma bliznami karp o zielonkawym zabarwieniu brzucha i żółtym ciele. Jego płetwy zdawały się być już w częściowym rozkładzie, gdyż błony zostało naprawdę niewiele, a do tego była podziurawiona. Ten koi żył chyba tylko cudem, bo nie było szans, żeby był w stanie sam dla siebie polować i zbierać pożywienie. Chyba, że znalazł sobie jakiegoś ucznia, to jednak było wysoce nieprawdopodobne.

– Czego tu? – odezwał się Tvef ochrypłym, gburowatym głosem, jeszcze gorszym niż Tenebrae mógł kiedykolwiek się zdobyć. – Streszczaj się, nie mam ochoty patrzeć na twoją gębę.

Alfa z trudem powstrzymała jakąkolwiek reakcję na te słowa. Temu osobnikowi nie mogła nic powiedzieć, był wielki i do tego nieco stuknięty, gdyby coś mu się nie spodobało po prostu by ją zabił. Nie to, co Brae.

– Przybyłam z pytaniem...

– No to je zadaj! – Podniesiony głos karpia zaskoczył stażniczkę jeszcze bardziej, ale starała się zachować spokój.

– Śniło mi się, że staram się chronić narybek przed drapieżnikami, ale na końcu i tak nas wszystkich zjedli. Potem Tenebrae, nasz Jitong wspomniał, że z nieznanego powodu nagle zniszczyły się kryształy w Kryształowni. Przed chwilą razem z nim odwiedziłam Szamanów i oni też stwierdzili, że zauważyli coś nietypowego, ale stwierdzili, że to nic takiego. Chciałam się dopytać jeszcze ciebie, co o tym myślisz. Martwię się o ławicę i chciałabym być przygotowana, jakby coś się zadziało.

– Ta, jakby można było się przygotować na nieoczekiwane. I do ciebie nie dotarło, że świat cię ostrzega? Nie zauważyłaś tego?

– Właśnie zauważyłam, dlatego przyszłam...

– I głupio zrobiłaś, że przyszłaś! Idiotka! – zaśmiał się Pustelnik, co Ferkę całkowicie zbiło z toru. Co się, do licha, dzieje? Dlaczego ten karp się śmieje i ją tak bardzo wprost obraża. – Idiotka, nie umie słuchać wszechświata. – Łypnął na nią zamglonym okiem. – Bardzo dobrze, lubię takie. Mniej mózgu do wyciągania.

– Co?

W tym momencie Tvef rzucił się na nią, w płetwie trzymając swój niesławny hak na kiju. Celował w nią. W jej serce. W głowię. Chciał ją zabić, widać to było w jego szalonych oczach. No tak, przecież koi również są drapieżnikami.

– Tene... – nie zdążyła wykrzyknąć imienia Jitonga w wołaniu o pomoc, kiedy wielki karp uderzył ją płetwą ogonową, odpychając na ścianę pnia. Samica straciła przytomność.

<Tenebrae?>

17 listopada 2021

Od Irysahyty - "Czysty przypadek i tyle"

Czy Irysahyta planował dołączyć do ławicy? Nie. Nigdy mu się nawet nie śniło, że będzie częścią jakiegoś dużego społeczeństwa. Zawsze był odłamkiem, odcięty od więzów, jakie łączyły inne ryby. Przyszło mu żyć w odosobnieniu i choć w papierach był zawsze częścią tego ugrupowania, w rzeczywistości nic nie znaczył dla tutejszych koi. Ot, był sobie, może kumplował się z niektórymi, ale tak ogólnie to trzymał tylko ze sobą.

Teraz, musicie zrozumieć, że nie było to z potrzeby izolacji od innych czy niechęci karpi do tego pasiastego osobnika. Irysahyta nie był nielubiany. Właściwie zupełnie na odwrót, wiele osób machnęło do niego płetwą gdy widzieli go gdzieś na polanie, dzieciaki chętnie dawały się wciągnąć w jakieś zabawy, a powabne damy uśmiechały się uroczo, starając się przyciągnąć do siebie tego konkretnego samca. Irysahyta był w pełni częścią ławicy, już od wyklucia i był zdecydowanie bardzo lubiany.

Problem był w tym, że nie miał roboty. Nie był nawet bezrobotny. Po prostu nie miał pracy w innym, o wiele bardziej skomplikowanym znaczeniu. I to sprawiało, że jednocześnie był i nie był członkiem grupy.

Lepiej wytłumaczyć może to fakt, że ten konkretny karp był częścią bractwa, które wierzyło w brak przynależności do czegokolwiek. Nawet sami siebie nie nazywali bractwem, a po prostu zebraniem osobników o tych samych poglądach, całkiem przypadkowym i po prostu spotykającym się ze sobą regularnie. Nie przynależeli nigdzie, a jednocześnie zmuszeni byli się określać. I Irysahytowi to naprawdę nie przeszkadzało, lubił tą nieprzynależność, ten brak zobowiązania. Alfa tego nie kwestionowała, ryby tego nie kwestionowały, to po co drążyć temat? Był zadowolony ze swojego obecnego życia. Nawet często pomagał rybom, które nie były w stanie wykonać jakiegoś zadania samodzielnie i właśnie w ten sposób się utrzymywał. Można powiedzieć, że był freelancerem, zarabiającym na pomaganiu w obowiązkach.

Zmieniło się to gdy bractwo Skrzydła wreszcie się rozpadło. Przywódca i pomysłodawca umarł ze starości i jakoś nikt nie był skory, by zająć jego miejsce. A tacy byli zachwyceni! Tak było wspaniale, gdy bractwo istniało! Zawsze będą podążać tą ścieżką, choćby ławica miała ich za to pogonić!

A tu bam. Nie ma przywódcy, nie ma organizatora spotkań, który przypominałby zasady ich wierzeń. I choć Irysahyta był całkiem chętny do zajęcia tego stanowiska, jego absolutny brak zdolności przywódczych kompletnie go pohamował. Nie było szans, żeby był w stanie prowadzić dalej ten cyrk. Nikt by go po prostu nie słuchał. Więc bractwo Skrzydła musiało naturalnie się rozpaść.

I teraz, jak już nie było zasad, nie było robaczka, za którym można było swobodnie płynąć, każdy członek bractwa, w tym Irysahyta, musiał znaleźć sobie zajęcie. Takie poważne, pozwalające żyć. I musiał stać się na powrót pełnym członkiem społeczeństwa, bo nikt nie stanie w obronie biednych, niezależnych rybek, by przekonywać alfę, że to losowe ugrupowanie powinno być traktowane jak bractwo, bo kilka rybek wyznaje dokładnie to samo przekonanie. Teraz każdy mógł naskarżyć na te karpie, że się lenią i nic nie robią. Że są bezużyteczne. A bezużyteczne koi nie powinny dostawać jedzenia.

Irysahyta rozumiał tą zależność i gdy tylko skończyły mu się zapasy, od razu wyruszył na poszukiwanie pracy. Nie miał wielkiego wyboru, miał tylko wykształcenie podstawowe, ale to i tak mu wystarczyło. Może akurat przypadkiem znajdzie jakąś pracę, która będzie dla niego.

Na szczęście los lubił tworzyć własne przypadki i przypadkiem Irysahyta miał znajomego, który pracował jako sprzątacz. Sprzątacz nie był jakąś dumną kwalifikacją, ale jeśli ktoś lubił spędzać czas w grupie — tak jak Irysahyta — i miał mnóstwo czasu na płetwach, z którym nie miał co zrobić — tak jak Irysahyta – no i chciał się wyluzować podczas pracy — dokładnie tak jak Irysahyta — to była to całkiem spoko opcja. A znajomy akurat nie znosił pracować za dużo i do tego samemu, co było dodatkowym pozytywnym przypadkiem.

– Wiesz, Irek. Gdybyśmy pracowali razem. Gdybyśmy pracowali razem, moglibyśmy pracować mniej. Bo wiesz, jak masz dużo roboty, a podzielisz ją na pół, to tej roboty jest mniej. I wtedy moglibyśmy siedzieć sobie razem pod jakimś kamieniem i dyskutować, i zajadać robaki. Ja bym miał lżej, ty byś miał zajęcie. No powiedz, czy nie byłoby lepiej?

Irek się zgadzał, byłoby lepiej. Ta jedna wypowiedź całkowicie go przekonała do zostania sprzątaczem, co było śmieszne, bo była całkowicie przypadkowa. Ale właśnie dlatego pasiasty koi lubił przypadki. Bo one lubiły jego i często wspierały go w codziennym życiu. Było to całkiem przyjemne, wiedzieć, że los jest twoim przyjacielem. Dlatego z niesamowitą pewnością siebie Irysahyta wkroczył w nowy rozdział własnego życia, rozdział przynależności i porządnej pracy.

<Koniec>

Powitajmy Irysahytę!

Powitajmy nowego samca w ławicy - Irysahytę!

Bardzo otwarty i niezwykle giętki Irysahyta stał się nowym członkiem, obierając przy okazji robotę sprzątacza!

Zapraszam do przeczytania pełnego formularza: =KLIK!=

16 listopada 2021

Od Brae'a CD. Akhifer - "Trochę spokoju, za dużo zmartwień" cz.3

– Oh, nic szczególnego – cicho burknął. – Coś cię zje.

Całe szczęście, że Akhifer tego nie usłyszała (a przynajmniej nie dała po sobie tego poznać) wciąż miarowo uderzając ogonem o wodę. Brae złapał z nią kontakt wzrokowy, próbując przypomnieć sobie, co właściwie uczyli go na wychowaniu rozszerzonym. Zapamiętał jedynie odróżnianie poszczególnych śmie-

Dobra, to pamiętał z podstawowego. Widoczne trzeba było słuchać i nie kręcić się gdzieś koło Mrocznej Puszczy. Tak, to mogłoby mu wyjść na dobre, chociaż podejście samego Jitonga w tej sprawie było proste: Jitondzy uczyć się nie muszą, gdyż to, co robią, wymaga po prostu intuicji i pewnej inteligencji. 

Czyli już wiemy, czemu Tenebrae nie szło w tej pracy.

– Dobra – O dziwo, Brae postanowił włożyć trochę życia w tą sprawę. Może to było spowodowane urokiem osobistym samicy, ale patrząc na orientację potencjalnego partnera (i stanowisko jakim jest Alfa) to raczej wątpliwe. – Na razie kilka rzeczowych pytań. Muszę sprawdzić twoją trzeźwość i czy sobie tego nie wymyśliłaś.

– Skoro musisz – Alfa potaknęła głową, podpływając kawałek bliżej. 

– Czy zjadłaś coś dziwnego, obcego pochodzenia? Naćpałaś się wodorostami?

– Nie! – zdziwiona odpaliła.

– Jesteś pewna, że nie uległaś niczyjej manipulacji?

– A co to ma do snu? – spytała zdziwiona. 

– Masz partnera? – zignorował ją.

– Ee… 

– Przechodzimy do części praktycznej. 

Tenebrae popchnął kamień w stronę Akhifer, a ta się odsunęła. Jej wyraz twarzy doskonale pokazywał, co sądzi o takim teście. Pysk jej rozmówcy wyrażał natomiast skrajne zainteresowanie omawianym tematem. 

– Jesteś pewny, że to ty nie potrzebujesz paru rzeczowych pytań? – lekko poirytowana zapytała. Pewnie na końcu pyska miała Wylatujesz z tej roboty.

– Tylko wodorostów – skomentował Brae, przebierając w kamieniach. Trudno stwierdzić, czy mówił na poważnie, czy był to tylko żart. Aczkolwiek patrząc na normalność Jitonga raczej prawda. Zaraz kontynuował: 

– Uważam, że to oznacza małe kłopo-

– Ależ bystry – cicho powiedziała Alfa. 

– Nie przeszkadzaj sobie. – Odparł z niesmakiem. – Co ty na to, aby porozmawiać z duszkami kwiatowymi?

Akhifer popatrzyła się na niego osłupiała, co po chwili przemieniło się w chłodną irytację. Raczej nie przepadała za docinkami idącymi w stronę jej poddanych, bo wątpliwe, aby Szamani byli zadowoleni z tytułu, jakim obdarzył ich Brae. Pewnie już nie mogła doczekać się skarg, które do niej przyjdą.  

– Mógłbyś…

– Nie – żywo odpowiedział Jitong, który domyślił się dalszej treści wypowiedzi Alfy. – A jak z nimi porozmawiasz, to możesz sobie to wszystko zinterpretować, jak tylko chcesz, i…

– Słuchaj – tym razem to samica mu przerwała, stając w łeb w łeb z Tenebrae. – Przestań zachowywać się jakbyś miał plankton zamiast mózgu. Każdy ma jakąś pracę, a ty mógłbyś zacząć szanować zarówno swoje stanowisko, jak i stanowisko innych, bo wiedz, że mogę cię z niego strącić – jej poziom zdenerwowania ewidentnie przekroczył normę. – Idziesz ze mną, czy tego chcesz czy nie. Jesteś Jitongiem z jakiegoś powodu, a teraz wykonasz swoje zadanie. 

Chociaż Tenebrae nie odpowiedział, to popłynął za Alfą; i tak towarzyszył jej przez całą drogę do siedliska Szamanów (a, mówiąc szczerze, była ona dość krótka), którzy zafrasowani czymś nieznanym przybyszom krzątali się dookoła. Dwójka ryb miała niepowtarzalną okazję trafić na kogoś na tyle rozumnego, aby Brae nie mógł znaleźć mu niczego do zarzucenia, a w rezultacie pływać cicho. 

– Dzieje się coś dziwnego – odparł samiec, który przedstawił się jako Verste. – Na początku nie zwróciłem na to uwagi, ale powtarzało się to wciąż i wciąż, przez co…

Być może ta chwila ciszy, w której Jitong się znajdował go zdenerwowała, ale większe prawdopodobieństwo było, iż sprawił to nieznajomy. Jego pełne szacunku przywitanie Alfy już zirytowało Tenebrae, który nie chciał ów podejścia zaakceptować, ale zdecydowanie zbyt długi (jak na jego zdanie) wstęp był dla niego przegięciem. Generalnie Brae w tej chwili przestał mieć dobry humor – o ile miał go kiedykolwiek.

Ale nadal milczał.

– … Zwróciłem na to uwagę. Ale naprawdę nie wiem, czy to ważne…

Czy on nie może wreszcie się wysłowić?

– … Ale skoro szanowna Alfa chce o tym wiedzieć, to oczywiście, powiem. Stało się tak, że…

Lepiej nie ujmujmy w zdanie myśli Braego. 

– … W pobliżu zaczęło roić się od dziwnych dźwięków i cichych szeptów, a woda delikatnie migotała, aż w końcu wczoraj stała się czarna. Lekko przeźroczysta, pełna ciemnych smug, a o niczym podobnym żaden z Duchów nie wspominał; zresztą, nie pytałem. Od tego momentu nie wydarzyło się nic dziwnego, a ja sam zastanawiałem się, czy mam coś z tym zrobić lub komuś zgłosić. Skoro jednak już nic się nie dzieje, to sprawa jest chyba zakończona?

Jitong zwrócił swoją uwagę na Alfę, zaciekawiony, co ta ma do powiedzenia. Sam karp zaczął zastanawiać się, czy aby to wszystko nie dotyczy czyjegoś prywatnego życia, bo szczerze wątpił, by zapowiadało się coś dużego. Być może jednak to on był przyzwyczajony do spokojnego obrotu spraw – a zdawał on sobie z tego doskonale sprawę. 

<Akhifer?>

15 listopada 2021

Od Akhifer - "Błagam, nawet alfa miewa dość" #3

Udało się. Dostała jeden dzień wolnego wśród nieskończonych dni roboty i harowania jak pstrąg wiosną. Postawiła jakiegoś znanego, ogarniętego koi na swoim miejscu, by panował nad całym bajzlem podczas jej nieobecności. A ona sama? Popłynęła w dal. Do jakiejś pierwszej lepszej dziury, gdzie nikt by jej nie przeszkadzał w od dawna wyczekiwanym odpoczynku. To była szansa na zyskanie odrobiny spokoju. Choćby odrobiny. Oby się udało.

Początek "wakacji" był faktycznie całkiem przyjemny. Żaden karp nie przypłynął się poskarżyć, woda nie falowała od setek machnięć ogonem. Wszystko było spokojnie i powolne. Wielu właśnie tak wyobraża sobie wakacje idealne. Po prostu święty spokój.

Nora, którą znalazła sobie Akhifer, była zadziwiająco bardzo przytulna. Wejście zarastała zielonna, wodna roślinność, odcinając od niespokojnego świata na zewnątrz. Roślinność ta falowała tylko gdy samica przepływała obok lub gdy jakieś inne, mały ryby, niespokrewnione z karpiami, goniły się na zewnątrz. Do środka nory przedostawało się zielonkawe światło, migające wraz z ruchem wody, które nadawało temu schronieniu poniekąd bajkowego wyglądu, szczególnie gdy metalowe ludzkie błyskotki trafiły w promień słońca, doświetlając dodatkowo miejsce własnym blaskiem. W środku również nie brakowało roślinności, kamienie i podłoże porastały mięciutkie algi, od góry zwisały korzenie, o które można było się poocierać, by pozbyć się nieprzyjemnego swędzenia. Do ścian Ferka poprzyczepiała pierzaste rośliny, które sama osobiście nazywała wodnymi krzakami, bo zazwyczaj były wysokie i gęste, i chował się w nich narybek. A w tym wypadku stanowiły świetną ozdobę dla wakacyjnej norki. A przynajmniej tak uważała koi.

Jej ulubionym miejscem w norce była zdecydowanie wnęka z wąskim wejściem. We wnęce tej mieściła się tylko ona, posłanie z alg i kilka muszelek do dekoracji, a i tak wtedy robiło się ciasno. I to było fajne. Było coś przyjemnego w tym ciasnym pomieszczeniu, jakie Akhifer miała tylko dla siebie. Coś... bezpiecznego.

Biedna, zadowolona z życia Akhifer nie miała pojęcia o wrednym żarcie, jaki zgotował dla niej los. Zakamuflowana w norze, odkładała to, co nieuniknione. A im dłużej odpycha się burzę, tym jest ona potężniejsza, gdy wreszcie trafia, wściekła, że zatrzymano jej tor lotu.

<CDN>

1 listopada 2021

Podsumowanie października


Przyjaciele!

Pewnie zauważyliście, że nagle skończył się nam październik. Niestety, z przykrością stwierdzam, że ten miesiąc wypadł tragicznie; na pewno Wy też to zauważyliście. Nie można zaprzeczyć, dwa opowiadania na cały miesiąc to naprawdę niewiele w porównaniu do poprzednich, ale no cóż, może się to jeszcze zmieni na lepsze. To pierwszy miesiąc z takim wypadkiem, a Koi Paradise to jednak młody blog.

Uwaga! Pojawił się nowy rozdział regulaminu w O Koi Paradise dotyczący nieobecności! Proszę się zapoznać!

Ilość słów

  1. Akhifer jako jedyna, napisała 689 słów w dwóch opowiadaniach.

Nie ma co tu pisać, ale za to pojawia się nowy punkt podsumowania:

Nieobecności

  1. Feliks zgłosił nieobecność.
  2. Tenebrae nie napisał żadnego opowiadania. Jeśli się to powtórzy, trafi do Zagrożonych.
  3. Romelle nie napisała żadnego opowiadania. Jeśli się to powtórzy, trafi do Zagrożonych.

Bonusy

Mistrzem Miesiąca, którego wybrało 6 osób, została Akhifer. W całości głosów było 9. Pamiętajcie, że na ten moment szykują się już dwa wydarzenia, a ich pojawienie się na blogu zależne jest od ilości i aktywności rybek!

W taki szybki sposób doszliśmy do końca opowiadania. Dziękuję za jego przeczytanie i mam nadzieję, że osoby, których imiona zostały pogrubione w Nieobecnościach, dadzą radę to nadrobić bądź chociaż zgłoszą nieobecność. Życzę Wam wszystkim miłego listopada i do zobaczenia w grudniu (szykujcie się ;D)!

~ Akhifer


18 października 2021

Od Akhifer CD. Brae - "Trochę spokoju, za dużo zmartwień" cz.2

Akhifer starała się udawać, że nie zwraca uwagi na butne zachowanie samca, jednak w głębi serca mocno ją ubodło, że ktoś tak wysoko postawiony jak Jitong traktuje ją po prostu podle tylko dlatego, że jest alfą. Bo nie miała wątpliwości, że o to chodziło. Tylko Tenebrae nie był świadomy, albo nie chciał sobie uświadomić, że samica nigdy tak naprawdę nie chciała tej fuchy. Ale cóż, stało się, co się stało, więc musiała znosić takie traktowanie, choćby łuski jej miały od tego odpaść. Postawili ją w tym piekle, a ona postanowiła przez nie przepłynąć i wydostać się na powierzchnię niczym autentyczny demon.

– A więc... Ekhem... – odchrząknęła, zażenowana wizytą różowej karpicy. Żeby sobie pomyśleć, że Akhifer i Tenebrae... Nie mówiąc o tym, że Jitongi raczej nigdy nie brały udziału w romansach i trudno było znaleźć takiego, który założył własną rodzinę. Kolejna, której zapomnieli podać rozsądek na śniadanie. – Ile jesteś w stanie mi powiedzieć o tym, co widziałeś?

– Tak jak już powiedziałem, niewiele. Nic więcej niż to, co już wyjawiłem. A teraz zacna Pani Władca wybaczy, ale muszę się zbierać. – Koi wręcz z pogardą odwrócił się od alfy i skierował ku wyjściu z Kryształowni. Ferka nie chciała go męczyć bardziej, niż już to zrobiła, ale musiała znać odpowiedź. Za bardzo się martwiła. Nie chciała, by coś się stało ławicy.

– A może było to ostrzeżenie? – zadając to pytanie podpłynęła bliżej, zostając u boku czarnego karpia.  – Skoro kamień się zniszczył...

– Tak, ostrzeżenie, że chcą cię zabić – burknął Tenebrae i odpłynął, zostawiając samicę z tyłu.

Akhifer westchnęła w sposób, w który wzdychać potrafią tylko ryby. Właściwie nie było to nawet westchnięcie, a większa ilość wody zaczerpnięta i wypuszczona przez skrzela, co ze wzdychaniem miało niewiele wspólnego, ale ze względu na brak słownictwa pozostańmy przy wzdychaniu. Jej płetwy opadły, poddając się z tym wszystkim, ze wszystkimi obowiązkami, zmartwieniami. Nie chciała za wiele, po prostu dowiedzieć się, czy coś ma się wydarzyć. Jitong jako jedyny mógł jej w tym pomóc, ale najwyraźniej nie zamierzał współpracować. Co mogła zrobić sama? Postawić tarota? Nie umiała go czytać, więc jej nie pomoże. Musiała sobie poradzić.

Następnego dnia z samego rana naszła smokowi winnemu Jitonga, żeby szukać u niego pomocy. Tym razem jednak miała jakieś podstawy dla tych odwiedzin, a był nimi dzisiejszy sen. Musiała się podzielić, po prostu czuła, że to ważne.

– Witaj, o Szlachetna – przywitał się Tenebrae, z tym samym butnym i gorzkim tonem, którym wczoraj pożegnał Ferkę. – W czym mogę ci dzisiaj służyć?

– Tym razem ja coś mam. W sensie znak, a przynajmniej tak myślę. Chodzi o sen, który miałam. – Karpica usadowiła się na omszonych kamieniach, które służyły rybom jako krzesła. – Przyśniła mi się ryba z płetwami jak skrzydła. Właściwie to myślę, że to byłam ja. Otaczałam tymi płetwami narybek i starałam się go chronić przed drapieżnikami, ale i tak udało im się wszystkich zjeść. A potem zjedli i mnie. – Zatrzęsła się na to wspomnienie. – Co o tym myślisz?

<Tenebrae?>

13 października 2021

Od Akhifer - "Błagam, nawet alfa miewa dość" #2

Dzień jak co dzień. Chyba cud, że Akhifer nie dostawała myśli samobójczych, słysząc o wszystkich problemach tego świata, o tragediach biednych rybek i o braku możliwości nawiązania kontaktu z jakąkolwiek inną ławicą. Stres, który przeżywała każdego dnia, z pewnością złamałby każdego innego, ale ona jakoś utrzymywała się z dala od zdradliwych skał tego znienawidzonego stanowiska. Żyła. To już samo w sobie było cudem. Jednym z naprawdę niewielu, jakie miała okazję doświadczyć. 

— Diabli to! — zawołała, wyrzucając kamienne liczydło w górę. — Znowu straty w pożywieniu. 

Każdego dnia coraz trudniej było wykarmić całą ławicę. Niektóre ryby zaczęły samodzielnie dbać o wyżywienie, ale nie wszystkie były tak uzdolnione albo skłonne do pracy. A poza tym to nie wystarczało, by zachować jedzenie dla pozostałych. Wciąż byli tacy, co głodowali. Niech to diabli! 

Nie było kogo się poradzić, nie było kogo zapytać. Nie było doradców, którzy wsparli by zapracowaną alfę. Nie miała ona żadnego partnera, z którym mogłaby dzielić trudy rządzenia stadem ciężkich do zadowolenia ryb. Była tylko ona. Ale czy tak nie miał każdy przywódca? Był zawsze sam, na nikogo nie mógł w pełni liczyć, musiał myśleć za wszystkich. Na tym miejscu stały tylko osoby o silnej woli, zdolne przetrwać taką presję. Akhifer chyba do nich należała. Chyba. 

Aczkolwiek powoli zaczynała w to wątpić. 

<CDN>

1 października 2021

Podsumowanie września


Rybki!

Jak możecie zauważyć, wczoraj nadszedł koniec miesiąca. Oczywiście znaczy to, że pojawia się podsumowanie! We wrześniu zrobiło się trochę ciszej na blogu, ale to prawdopodobnie ze względu na szkołę, więc nikomu nie będę za to płetw ogonowych ucinać. Wciąż uważam ten miesiąc za udany, nikt nie ma zaległości, wszyscy popisali się ilością słów, nie ma tu nic do gadania!

Ilość słów

  1. Romelle z niesamowitą ilością 1883 słów w jednym opowiadaniu
  2. Tenebrae z 1081 również w jednym opowiadaniu
  3. Akhifer posiadająca 736 słów w dwóch opowiadaniach
  4. Feliks z ładną liczbą 685 słów w jednym opowiadaniu

Nie tylko Romelle zostawiła wszystkich w tyle, ale nawet pomiędzy Tenebrae a Akhifer jest spora różnica. Widać, kto się nieco bardziej zasiedział, ale cóż, niektórzy mogą sobie pozwolić, nie mamy więcej niż 5 ryb, by martwić się o miejsce w podsumowaniu. Ba, nie mamy nawet 5 członków 😂

Bonusy

Poza Mistrzem Miesiąca, którym została Akhifer z ilością 3 głosów (czyli znacznie mniej niż było w poprzednim głosowaniu), nie przypadły nikomu żadne bonusy. Ale! Jak wreszcie zbierze się więcej rybek planuję zorganizować konkurs, więc będzie o co walczyć.

Dziękuję Wam wszystkim za przeczytanie tego podsumowania oraz za obecność na blogu. Uważam to za bardzo wyjątkowe, tak jak ten blog o karpiach koi jest wyjątkowy i zapewniam, że Wasze wsparcie wiele tutaj znaczy. Ślę także pozytywne życzenia do aktywnych członków na naszym Discordzie, którzy utrzymują serwer żywy. Pamiętajcie o wysyłaniu opowiadań, kochani! Najlepszego!

~ Akhifer


28 września 2021

Od Romelle CD. Tenebrae - "Tenebrae miał wątpliwości" cz.4

Samica w skupieniu przetwarzała każdy pojedynczy wyraz, wypowiedziany przez karpia.

Zdecydowanie nie tak wyobrażała sobie spotkanie z właścicielem głosu, który w zaledwie kilka chwil zdołał sprawić, by sprzeciwiła się głoszonym przez nią postulatom.

Wkraczając na teren Mrocznej Puszczy, starała się nie myśleć o możliwych konsekwencjach swojego zachowania. Działała w trosce o bezpieczeństwo innych i miała szczerą nadzieję, że zostanie to uwzględnione w przypadku wypłynięcia incydentu poza granicę trójki Koi. W zaistniałej sytuacji nie była jednak pewna, czy uda im się dożyć momentu, w którym sprawa ujrzy światło dzienne. Brała pod uwagę różne scenariusze, większość z nich nie przedstawiała ich bliskiej przyszłości w pozytywnych barwach.

– Powinniśmy się przede wszystkim uspokoić – stwierdziła, kierując swoje słowa bardziej do siebie, aniżeli otaczających ją karpi. W rzeczywistości spokój znajdował się na samym końcu obszernej listy uczuć, kłębiących się w jej głowie – Powiedz, co takiego widziałeś. Co nam grozi?

– Obawiam się, że to nie najlepsza pora na rozmowy. To nie należy do zbyt przyjaznych – szereg ponuro wyglądających roślin, porastających dno w tej części Zbiornika zaczął nagle nierównomiernie się poruszać. Nie ulegało wątpliwości, że czymkolwiek była owa niebezpieczna istota, właśnie zbliżała się do oniemiałych członków ławicy, w tempie znacznie przekraczającym ponad zdolności zwykłych ryb.

Jeżeli wcześniej nie mieli większych powodów ku ucieczce (choć takowe istniały), teraz wszyscy zgodnie ruszyli przed siebie.

Płynąc ile sił w płetwach Romelle nie miała możliwości odwrócenia się, aby sprawdzić czym jest usiłujący ich złapać drapieżnik, toteż całkowicie porzucając resztki elokwencji, wydarła się do poruszającego się przed nią nieznajomego.

– CO TO JEST?!

– Wytłumaczę Wam wszystko, jak znajdziemy się w bezpiecznym miejscu.

Jeśli znajdziemy się w bezpiecznym miejscu

– To rekin, racja? – nie dawała za wygraną.

– Coś znacznie gorszego.

– Gorszego od wściekłej alfy? – jak można się domyślić, tym razem głos zabrał Jitong. Od wyrzucenia rąk w powietrze i przewrócenia oczami, brązowooką dzieliła jedynie chęć natychmiastowego wydostania się z kryzysowej sytuacji oraz ograniczone możliwości spowodowane posiadaniem rybiego ciała. Ich towarzysz w odróżnieniu od Medyczki w żaden specjalny sposób nie zareagował na sarkastyczny komentarz ze strony samca. Zamiast tego, jak mantrę powtarzał te same trzy słowa, którymi poprzednio uraczył karpicę, stopniowo doprowadzając ją do szewskiej pasji.


Czas płynął, a grupa, z "Krzykaczem" na czele wciąż niestrudzenie posuwała się naprzód, z każdym machnięciem płetw, oddalając się od granic Mrocznej Puszczy.

Im dłużej uciekali, tym mocniej w umyśle Romelle zacierała się zdolność orientacji w czasie i przestrzeni. Dystans, który przebyli, wskazywał na to, że już dawno przekroczyli niewidoczną linię, dzielącą ten pełen niebezpieczeństw sektor od strefy, w której na co dzień żyli. Jednocześnie mógł być to jedynie wymysł jej umysłu, napędzany coraz większym poziomem poczucia zmęczenia, rozchodzącym się po całym jej ciele.

W innych okolicznościach może usatysfakcjonowałby ją fakt, iż prędkość, z jaką się poruszała, nieco przewyższała umiejętności Jitonga. O jego dalszym istnieniu informowały ją jedynie docinki, sporadycznie wydobywające się z jego ust.

Mimo tego nie czuła ulgi. Opadała z sił, natomiast mknący pomiędzy wodorostami potwór nie wykazywał żadnych oznak wycieńczenia. Wręcz przeciwnie, przecinał wodę z surrealistyczną precyzją, z sekundy na sekundę skracając dzielącą ich przestrzeń.

Doskonale zdając sobie sprawę z zagrożenia, starała się skupić na odnalezieniu jakiejkolwiek jaskini, wyrwy, czy choćby wystarczająco pojemnej beczki po rumie, po który tak ochoczo sięgała ludność Anglii za czasów, gdy Barbados stanowiło kolonię angielską.

Świdrując wzrokiem rozłożysty grunt wchodzący w skład Zbiornika, w końcu jej uwagę przykuła niewielka szczelina, wyżłobiona w potężnej skalnej ścianie, znajdująca się nie dalej niż pięćdziesiąt metrów od nich.

Wielkość dziury pozostawiała wiele do życzenia, a mimo to w jej niezbyt przystępnie wyglądającym wnętrzu, brązowooka widziała jedyne źródło ratunku dla siebie i pozostałych. Mogłaby poświęcić więcej czasu na dokładniejsze przemyślenie swojego planu, jednak w chwili, gdy z paszczy nieokreślonego monstrum wydobył się długi gardłowy ryk, decyzja została podjęta.

Wykorzystując resztki energii i starając się ignorować przybierający na sile ból w skrzelach, przyspieszyła, by móc swobodnie porozumieć się z obcym Koi.

– Widzisz tamto wgłębienie? – karp zrozumiał jej intencje i bez słowa skierował wzrok w stronę luki.

– Nie wydaje się zbyt pojemna.

– Z tej odległości może wyglądać na mniejszą, ale gdybyśmy się zbliżyli... z resztą, masz jakieś inne propozycje?

Pokręcił przecząco głową, w efekcie wykonując serię szybkich ruchów tułowiem, po czym niemal bezgłośnie wypowiedział kilka słów, które Romelle zrozumiała jako "Sprzątacze tego nie pozbierają" . Miała nadzieję, że nie do końca prawidłowo zrozumiała ich koncept, a przede wszystkim, że różnił się on od interpretacji, którą w formie niesamowicie dokładnych obrazów, postanowił zaserwować jej mózg.

Ostatecznie jednak osobnik parł naprzód, wprost na wskazane przez nią miejsce.

Jeszcze tylko 30 metrów... 20... 15... 10; Niemal czuła na sobie ciepło bijące z rozwartego pyska potwora

5 metrów, 4... 3; Nieznajomy zdążył zniknąć we wnętrzu groty, 2... 1...


Zagłębiając się w szczelinie, na własnej skórze odczuła jej nieodpowiednie proporcje. Wyobrażała sobie, że zgrabnie wsunie się do zagłębienia, by chwilę później ujrzeć przed sobą ścianę podwodnej jaskini; W praktyce potoczyła się przez wąski tunel, przypominając raczej niezbyt okazały worek ziemniaków, niż zręczną rybę.

Zimne ściany korytarza boleśnie obcierały się o jej tułów, a ich ostrzejsze krawędzie raniły łuski, mimo tego jedno się zgadzało. Na końcu drogi czekała na nią średniej wielkości grota, jednak niedane jej było zaznać spokoju.

W momencie, w którym znalazła się w środku, pod wpływem uderzenia wnętrze jamy niebezpiecznie się zatrzęsło. Zanim drobne kamienie, pokrywające pułap jaskini, osunęły się, częściowo zasłaniając wyjście, oraz ograniczając dopływ światła, samica zdążyła na własne oczy zobaczyć, jak olbrzymie cielsko o grafitowej barwie oddala się od nich, zmierzając w kierunku Mrocznej Puszczy.

Kiedy sytuacja nieco się uspokoiła, a czarno-biała przyjęła do świadomości fakt, że drapieżnik najwyraźniej nie przystąpi do kolejnego ataku, odzyskując trzeźwość umysłu, rozejrzała się dookoła.

Poza wcześniej wspomnianym Koi i nią samą nie było tutaj kompletnie niczego. Żadnych roślin, żadnych materiałów, jedna goła ściana układająca się w niemal idealny półokrąg i...

– Gdzie jest... – Nagle naszła ją niewyobrażalna ochota uderzenia głową w twarde podłoże – świetnie.

Podczas rozmowy z obcym nawet nie pomyślała o podzieleniu się swoim zamiarem z niebieskookim. Sądziła, że uda się za nimi, był tak blisko, musiał usłyszeć, o czym mówili. Jednocześnie nie miała pewności, kiedy właściwie samiec postanowił się od nich odłączyć, w każdej chwili mógł zmienić kierunek, ominąć bestię. Kurczowo trzymała się tej myśli, choć i tym razem nie stanowiła ona jedynej prawdopodobnej wersji wydarzeń.

– Przykro mi – pochwyciła słowa samca. Jego głos nie brzmiał już tak pewnie, jak niespełna kilka minut wcześniej.

– Nawet nie wiedziałam, jak miał na imię – odparła niedbale, wprowadzając swojego rozmówcę w stan konsternacji.

– Odniosłem inne wrażenie.

– Miałam zamiar wydostać Cię stąd żywego, tymczasem utknęłam w jaskini, gubiąc po drodze Jitonga. Wybacz, że nie skaczę z ekscytacji – wycedziła, może nieco zbyt agresywnie. Jej odpowiedź wprawdzie nie mijała się z prawdą, ale była mocno ograniczona. Nie zamierzała jednak zwierzać się ze swoich uczuć całkowicie obcej osobie, nie zrobiłaby tego nawet wtedy, gdyby nagle na jego miejscu znalazłby się jeden z członków jej rodziny, bo co miałaby im powiedzieć?

Że codziennie, choćby na krótki moment, zaczynają nawiedzać ją ponure wizje najdroższych jej sercu ryb, objętych nieuleczalną chorobą, na którą ona, spętana przez swoje niewystarczające umiejętności, nie może znaleźć lekarstwa?

Że tak naprawdę uwielbia tę mieszankę przerażenia i podniecenia, która towarzyszy jej przy każdym zleceniu?

Że tylko czeka na moment, w którym coś się wydarzy, ponieważ bez tego jej życie wydaje jej się niebywale nudne?

Że potrafi obwiniać się za każde zniknięcie, każde skaleczenie innych jednostek? W końcu, gdyby tylko była na miejscu, mogłaby coś zrobić, by temu zapobiec. Zawsze było coś, co mogłaby zrobić.

Nie, wyjawienie tego wszystkiego zdecydowanie nie wchodziło w grę. Nawet dla samej Romelle brzmiało to niepoważnie, wręcz niedorzecznie, a wystawienie się na śmieszność było jedną z ostatnich rzeczy, jakich pragnęła.

– Powiedziałeś, że zdradzisz mi, czym jest stworzenie, które nas ścigało. Teraz mamy wystarczająco czasu, aby sobie wszystko wyjaśnić. W szczególności to, dlaczego przekroczyłeś granicę puszczy.

Nieznajomy zawachał się, wyraźnie zastanawiając się nad odpowiedzią.

– Nie wiem, od czego zacząć, to wszystko w ogóle nie powinno mieć miejsca.

– W to nie wątpię.

– Początkowo chciałem dostać się do Kryształowni, od pewnego czasu jestem na tropie pewnego artefaktu, który podobno zaginął wiele lat temu – przybysz na to wspomnienie wyraźnie się rozpromienił – Nie zamierzałem łamać przepisów, ale nagle poczułem, że powinienem tam zajrzeć. Miałem wrażenie, nie, byłem pewny, że w końcu uda mi się znaleźć to, czego szukam.

Romelle spojrzała na niego z wyraźnym politowaniem. Nie mogła uwierzyć, że samiec ryzykował własne życie z takiego powodu. Nie mogła uwierzyć, że ryzykowała własne życie z takiego powodu. Poczuła lekkie ukłucie zawodu, które starała się zatuszować wyrazem dezaprobacji. Ten widząc jej wrogie spojrzenie, kontynuował.

– Wiem, jak to brzmi, gdybym mógł cofnąć czas, nigdy bym się na to ponownie nie zdecydował. Ale w tamtej chwili nie myślałem logicznie, coś mną kierowało, może ciekawość, a może rosnąca potrzeba zdobycia... W każdym razie znalazłem się dalej, niż chciałem, naruszyłem terytorium tego czegoś i uciekając, natrafiłem na was. Później sprawy potoczyły się same.

– Co to było – po raz kolejny ponowiła swoje pytanie coraz bardziej zniecierpliwiona brakiem odpowiedzi – Powiedz mi, co to było, lub do czego było podobne. Może płaszczka albo jakaś inna ryba ogończowata?


Coś znacznie gorszego

Coś znacznie gorszego

Coś znacznie...


– To nie mogła być płaszczka – zaczął ku jej zdziwieniu karp – wyglądało raczej jak połączenie kałamarnicy ze szczupakiem.

– Jesteś pewien? – o ile w możliwość ataku rekina Romelle mogła jeszcze uwierzyć, tak ta mieszanka wydała jej się wyjątkowo nierealna.

– Tylko to porównanie przychodzi mi do głowy, jeszcze nigdy nie słyszałem o czymś takim, nie mówiąc o zobaczeniu go na własne oczy.

Karpica postanowiła chwilowo nie zagłębiać się w ten temat, badawczo przyglądając się aparycji karpia, próbując zlokalizować jakieś drobne rany lub przebarwienia, które być może pomogłyby jej w interpretacji tożsamości napastnika.

– Zostawmy to. Jesteś ranny? – półmrok panujący w jaskini wyraźnie nie sprzyjał jej oględzinom. Nawet zbliżając się do samca i opływając go z każdej strony, nie była w stanie z całą pewnością stwierdzić czy zdobiąca jego łuski bordowa wstęga jest w rzeczywistości częścią jego umaszczenia, czy może skaleczeniem.

W reakcji na jej poczynania (początkowo rzucane przez nią pojedyncze spojrzenia ustąpiły miejsca szczegółowej inspekcji) nieznajomy dyskretnie skierował się jeszcze głębiej w głąb jamy.

– Jesteś medykiem, czy mogę zacząć się bać?

– Jedno nie wyklucza drugiego.

– Zapewniam, że nic mi nie jest. Raczej wiedziałbym, gdyby było inaczej.

– Raczej?

– Na pewno.

– W porządku – brązowooka skierowała swój wzrok ku wyjściu z groty, a w jej głowie momentalnie pojawił się obraz góry szarej masy obijającej się o ściany pomieszczenia – myślisz, że może wrócić?

– Nie mam pojęcia, może wpłynął z powrotem do Puszczy. Szczerze mówiąc, nie wyglądał na zainteresowanego nowym otoczeniem... z drugiej strony całkiem tu przytulnie.

– Może przez najbliższą godzinę tak będzie – na pyszczek karpia wpłynął ledwie widoczny cień ulgi, który znikł równie szybko, co się pojawił – W każdym razie do momentu, w którym skończy nam się pożywienie i zaczniemy losować, który z nas poświęci się, aby drugi miał szansę na przetrwanie.

– Wiesz, myślę że to odpowiedni moment, aby się stąd wyrwać – podpłynął do zasypanego otworu i zwinnymi ruchami zaczął pozbywać się z niego resztek kamieni.


Promienie słońca stopniowo przebijały się przez szczeliny, czyniąc wnętrze bardziej przystępnym. Przypływ światła poza oczywistym wzrostem widoczności wskazał jednak również nowe komplikacje.

Prawą płatwę obcego zdobił bogato zdobiony złoty pierścień, którego obecności wcześniej nie zauważyła, natomiast obszar jego ciała tuż pod ową kończyną upstrzony był nieregularnymi plamami o takiej samej barwie.

Nie było mowy, żeby samica ich wcześniej nie zauważyła, a mimo to obraz, który przed sobą widziała, nie był jedynie wytworem jej wyobraźni.

Coś się stało. Nareszcie coś się stało.

<Ktoś?>